Strona:PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Inspektor Baxter był tak zajęty własnymi myślami, że nie spostrzegł dziwnego poruszenia na dworcu w Brighton. Po peronie kręciło się sporo panów w cywilnych ubraniach. Twarze ich jednak nie pozostawiały wątpliwości co do charakteru ich zajęcia. Osobnicy ci nie spuszczali zeń oka od chwili, gdy wysiadł z wagonu.
W hotelu pierwszą czynnością Baxtera było wysłanie listu do pani Grayson. Nie zdążył jednak zdjąć z siebie palta, gdy ktoś zapukał do drzwi jego pokoju.
— Proszę wejść.
Weszło czterech mężczyzn. Baxter spojrzał na nich ze zdumieniem.
— Jestem komisarz Turking — rzekł jeden z nich.
— Bardzo mi przyjemnie, drogi kolego... Czym mogę panu służyć?
Zamiast odpowiedzi, komisarz skinął na dwóch pozostałych panów, którzy rzucili się na Baxtera i bez pardonu poczęli go rewidować.
Jeden z nich chwycił chusteczkę, w której ukryty był pierścień sir Perkinsa. Policjant oddał ją komisarzowi. Na widok pierścienia z ust komisarza padł krótki rozkaz:
— Zakuć go w kajdany.
Zanim Baxter zdążył się zorientować w sytuacji, poczuł na swych rękach łańcuchy.
— Czego ode mnie chcecie? Czyście oszaleli? — ryknął. — Jeśli natychmiast nie wypuścicie mnie na wolność...
— Proszę się uspokoić — rzekł komisarz. — Awanturami wiele pan nie wskóra! Aresztuję pana w imieniu prawa, Johnie Rafflesie!
Inspektor Baxter, mimo swej wściekłości, nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
— Co takiego? Pan bierze mnie za Rafflesa? Poszaleliście zupełnie, moi panowie!... Jestem inspektorem policji ze Scotland Yardu. Nazywam się James Baxter!
Odpowiedział mu wybuch pogardliwego śmiechu.
— Zabrać go! — zakomenderował sucho komisarz. — Radzę zachowywać się spokojnie — dodał, zwracając się do więźnia. Jutro zostanie pan przewieziony do Londynu, gdzie rozstrzygną się pańskie losy.

Fałszerz czeków

— Lis wpadł w nasze sidła — rzekł tegoż wieczora Raffles do Charleya Branda. — Nareszcie zemściłem się na nim.
— O co chodzi? O jakim mówisz rewanżu? — zapytał Charley.
— O, to długa historia. Ale muszę ci ją opowiedzieć...
Raffles przysunął swój fotel do fotelu przyjaciela.
— Mniej więcej pięć lat temu spotkałem w pewnym towarzystwie niejakiego hrabiego Czykę. Wkrótce stwierdziłem, że był to jeden z najzręczniejszych w świecie fałszerzy czeków. Urządzał się w ten sposób, że zawierał znajomości z najbogatszymi ludźmi i nawiązywał z nimi korespondencję. W zręczny sposób potrafi wybadać, w jakich bankach ludzie ci mają swoje konta. Zdobywszy tę cenną wiadomość wchodził w kontakt z urzędnikami banków: wyłudzał od nich niezużyte książeczki czekowe. Wypełnienie ich i sfałszowanie nazwisk bogaczy, mających w banku wkłady, było dla niego igraszką. Wstyd mi się przyznać, ale ja sam padłem jego ofiarą. Zabrał mi wówczas czterdzieści tysięcy funtów sterlingów. Byłbym może o tym zapomniał gdyby oszust nie przysłał mi listu pełnego gryzącej ironii. Zaprzysiągłem mu wtedy zemstę. Nareszcie dziś trafiła się okazja do rewanżu. Tym razem trzymam go mocno w ręku!
— Powinieneś raczej jego zaaresztować, a nie Baxtera — rzekł Charley.
— Z Baxterem to zupełnie inna sprawa. Tu chodzi nie o zemstę, a o zwykły żart.
— Czy śledziłeś tego niebezpiecznego ptaszka?
— Nie... Przypadek postawił go na mojej drodze. Mieszka w Brighton w tym samym hotelu, co i my.
— Czy cię poznał?
— Nie. Profesor Conte nie przypomina niczym młodego, niefrasobliwego lorda, którego znał ongiś...
— Zaciekawiasz mnie. Któż to taki?
— Mister Manning.
— Mister Manning? — To niemożliwe! To musi być jakiś kawał.
— O nie...
Charley zamilkł i zamyślił się.
— Rozumiem wszystko — rzekł po chwili. — Jego zamiłowanie do autografów staje się zupełnie zrozumiałe. Biedni ludzie, którzy z całym zaufaniem dawali mu swe podpisy, stawali się jego ofiarami...
— Oczywiście... Pretekst był doskonały. Pozuje na starego maniaka wspomina często o swym wielkim majątku i olbrzymiej kolekcji autografów i nikt nie odmawia swego podpisu... Następnie dowiaduje się, gdzie ofiara ma swe konto czekowe i... inkasuje gotówkę.
— To nie do wiary — mruknął Charley.
— Zapewniam cię, że to prawda... W tej chwili uzyskałem nowe dowody: telefonowałem do Banku Angielskiego... Zapytałem się, czy nie zjawił się tam niejaki pan Manning i nie przedstawił czeku z podpisem sir Artura Perkinsa. Otrzymałem, oczywiście, odpowiedź twierdzącą..
— Co zamierzasz robić?
— Każę go zaaresztować
— Ale kto to uczyni? Baxter sam jest więźniem.
— I o tym pomyślałem. Dlaczego nie miałbym sprawić tej przyjemności naszemu przyjacielowi Marholmowi? Wyślę mu natychmiast telegram

Następnego ranka pieniącego się z wściekłości Baxtera zapakowano do pociągu i pod eskortą czterech detektywów odesłano do Londynu. Prawie równocześnie na dworzec w Brighton wjechał pociąg londyński, wiozący Marholma wraz z sześciu najzdolniejszymi detektywami. Marholm otrzymał telegram Rafflesa i natychmiast udał się osobiście na miejsce, aby zaaresztować oszusta.
Raffles wiedział, że pociąg Marholma przybywa do Brighton około godziny ósmej. Przed tym więc zainscenizował wszystko, co było potrzebne do ujęcia oszusta. Około godziny siódmej zameldował się u Manninga. Amerykanin wstał już i na jego widok udał zachwyt. Zaprosił miłego profesora, aby razem z nim zjadł śniadanie. Rafflesowi zaprosiny te były szczególnie na rękę.
— Siadajcie, drogi profesorze... Czemu zawdzięczam pańską miłą wizytę?