Strona:PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Grayson zaczerwieniła się.
— Ten klejnot wart jest przynajmniej pół miliona funtów sterlingów.
— Pani przesadza — odparł z uśmiechem sir Perkins. — Wartość jego nie przekracza sześćdziesięciu pięciu tysięcy.
Baxter drgnął.
— Czy mógłbym obejrzeć pierścień? — zwrócił się do sir Perkinsa.
— Bardzo proszę — odparł gość z Indii.
— Nigdy nie widziałem nic podobnego — rzekł Baxter.
Obejrzał pierścień ze wszystkich stron, poczym wyciągnął rękę, aby z kolei wręczyć go profesorowi Conte.
W tej samej chwili z ust obecnych wyrwał się okrzyk przerażenia. Raffles zamierzał właśnie oddać pierścień jego prawemu właścicielowi, gdy wskutek niezręcznego ruchu, pierścień wypadł z jego ręki i zniknął.
Baxter schylił się. Sądził, że pierścień upadł na dywan. Napróżno jednak szukano. Pierścień zniknął bez śladu.
— Odłóżcie to panowie na później — rzekł sir Perkins. — Zupa żółwiowa ostygnie.
— Jak to?... Przecież chodzi tu o pański cenny pierścień, sir Perkins? — odparł Baxter przerażony,
Hindus machnął niedbale ręką.
— Pierścień nie jest znów aż tak cenny, abym dla niego wyrzekł się zupy — odparł.
— To pańska wina, panie Baxter — rzekł profesor. — Wypuścił pan pierścień z rąk, zanim zdołałem go schwycić.
— Możliwe... Możliwe — odparł inspektor — zdawało mi się jednak, że pan go już miał w swoim ręku...
— Ależ, panowie!... Zjedzcie waszą zupę. Zepsujecie mi cały wieczór — odezwał się Perkins.
Baxter siedział jak na rozżarzonych węglach. Nie mógł zrozumieć tej obojętności hinduskiego nababa, który zupełnie nie przejął się tak wielką stratą. Nie spuszczał oczu z sir Perkinsa, pochłaniającego spokojnie zupę. Jakiż majątek musiał posiadać ten człowiek!
Mister Manning i pani Grayson odnieśli to samo wrażenie.
Po kolacji, pani Grayson skierowała rozmowę na temat pierścienia.
— Pierścień nie mógł zginąć... Musiał go ktoś kopnąć i potoczył się dalej...
— Widzi pani jednak, że nie można go odnaleźć — odparł profesor Conte.
— Może niewidzialny Raffles znajduje się między nami — odparł Amerykanin żartem.
— Cóż znowu! — przewał mu Baxter. — Raffles nie odważyłby się na coś podobnego tuż przed moim nosem...
— A dlaczego, inspektorze? — zapytał profesor Conte. — Dla niego to drobnostka przebrać się za kelnera, służącego lub boya hotelowego...
— Uważam za niewłaściwe zatrzymywać się tak długo nad kwestią pierścienia w obecności tak wytwornej damy — rzekł sir Perkins, spoglądając wymownie na panią Grayson. — Jeśli panowie w dalszym ciągu upierać się będziecie przy tym nudnym temacie, będę zmuszony zaproponować pani przechadzkę.
— Z prawdziwą przyjemnością przyjmę pańską propozycję, sir Perkins, — odparła leciwa dama.
Wstała i z przesadną gracją podała swe ramię towarzyszowi.
Inspektor Baxter odprowadził Perkinsa aż do drzwi wrogim spojrzeniem. W osobie Hindusa wyczuwał niebezpiecznego rywala.
Trzej panowie, paląc papierosy, oczekiwali na powrót sir Perkinsa i pani Grayson.
Inspektor przypomniał sobie, że sir Perkins wspomniał w rozmowie o swym małżeństwie z córką księcia Golkondy.
Uśmiechnął się słodko na widok wchodzącej pary i rąbnął prosto z mostu:
— Czy to prawda, że jest pan żonaty z córką księcia Golkondy?
— Tak — odparł milioner.
Baxter odetchnął z ulgą. Nabab przestawać być dlań niebezpieczny.
Raffles zrozumiał od razu do czego zmierza inspektor.
— Mój przyjaciel ma kilka żon... — dodał tonem wyjaśnienia.
Baxter spojrzał na niego ze zdumieniem.
— Jakże to możliwe?
— Zwyczajnie — odparł Raffles. — Mój przyjaciel jest Hindusem i należy do najwyższej kasty... Pociąga to za sobą obowiązek posiadania licznego haremu.
— Jakie to ciekawe — zawołała madame Grayson. — Niech mi pan powie, panie Perkins, jakie stosunki panują między tymi kobietami. Czy żyją ze sobą w zgodzie?
— Oczywiście, droga pani — odparł Hindus. — Każda z żon ma swój własny pałac, własną służbę... Jedna z nich mieszka w Paryżu, druga w Kalkucie, trzecia zaś w Golkondzie.
— Mógłbyś więc mieć jeszcze jedną żonę w Anglii — rzekł z uśmiechem Raffles.
— Oczywiście — odparł sir Perkins.
— Bardzo w to wątpię — przerwał mu Baxter, starając się odzyskać straconą pozycję. — Nie sądzę, aby mógł pan znaleźć w Anglii kobietę, która by się na to zgodziła. Przecież to poligamia...
— Myli się pan, inspektorze — rzekł profesor Conte. — Mój przyjaciel wyznaje inną wiarę i nie podlega tym prawom, co my.
— Zazdroszczę panu — zawołał Manning.
— Jak to miło być żoną takiego człowieka — myślała sobie pani Grayson. — Oczy jej błyszczały: wyraźnie zdradzała zainteresowanie dla niezwykłego cudzoziemca.
W tej chwili mister Manning wyszedł z pokoju po papierosy. Baxter poszedł za jego przykładem.
— Czy pan Manning prosił już panią o autograf? — zapytał Raffles panią Grayson.
Oczywiśce — odparła dumnie pani Grayson. — Już w pierwszych dniach naszej znajomości ofiarowałam mu swój podpis.
— Nie wiedziałem, że mister Manning zbiera autografy — rzekł sir Perkins.
— Podobno posiada najbogatszą w Ameryce kolekcję — rzekł jego przyjaciel.
— Dziwna mania!
— Nie tak dziwna, jeśli wziąć pod uwagę praktyczne korzyści, które można z niej wyciągnąć — rzekł Raffles.
— Praktyczne korzyści? — zapytała pani Grayson. — Zawsze uważałam tę manię za niewinną zabawkę.
— Zdziwiłaby się pani, dowiedziawszy się, ile pieniędzy może przynieść ta „niewinna zabawka“.