Strona:PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie rozumiem pana, profesorze... A propos, zapomniałam, że jest pan wybitnym grafologiem — tu pani Grayson spojrzała nań lękliwie. — Mam do pana pewną prośbę bardzo dyskretnej natury.
— Słucham panią.
— Kiedy dziś po obiedzie wyszłam na spacer z inspektorem Baxterem... — rzekła cichym głosem — zapytał mnie, czy chciałabym zostać jego żoną...
Zaczerwieniła się i wbiła oczy w ziemię.
Charley Brand zagryzł wargi, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
Raffles natomiast zachował powagę.
— Nie dziwi mnie to, droga pani... Żaden mężczyzna nie oprze się pani wdziękom.
— Być może — odparła leciwa wdówka. — Przyznaję, że dość często proszono o moją rękę — dodała po namyśle. — Podejrzewam jednak, że większość tych mężczyzn myślała więcej o mym majątku, niż o moim sercu... Inspektor Baxter wydaje mi się jednak mężczyzną godnym zaufania.
— Bez kwestii, droga pani. Jest to człowiek zgoła wyjątkowy...
Oczy starej damy zabłysły.
— Poprosiłam Baxtera, aby przystał mi list z oświadczynami... Sądzę, że otrzymam go pojutrze. Chodziłoby mi o to, aby zechciał pan, profesorze, określić mi na zasadzie jego charakteru pisma, co to za człowiek?... Odda mi pan w ten sposób wielką przysługę.
— Jestem do pani dyspozycji — odparł z galanterią profesor — proszę mi tylko przynieść list natychmiast po otrzymaniu go.
W tej chwili weszli inspektor Baxter z Manningiem. Inspektor zabrał się z miejsca do emablowania leciwej wdówki. Amerykanin natomiast wszczął żywą rozmowę z sir Perkinsem. Poruszano najrozmaitsze tematy, wreszcie mister Manning rzucił pytanie, które już od dawna leżało mu na sercu.
— Skąd dowiedział się pan, sir Perkins, o mojej kolekcji autografów? — Czy z gazet?
— Opowiadał mi o niej profesor Conte — odparł uprzejmie sir Perkins.
— Przeszło to u mnie w prawdziwą manię... Gdy tylko widzę jakąś znakomitość, natychmiast nagabuję ją o autograf.
Wyjął z kieszeni notes i wyciągnąwszy złote pióro, zwrócił się do Perkinsa.
— Czy nie zechciałby pan udzielić mi również swego cennego autografu?
Sir Perkins zawahał się.
— Zapewniam pana, drogi panie Manning, że mój podpis nie będzie przedstawiał dla pana najmniejszej wartości. Jestem człowiekiem skromnym i nie odznaczającym się niczym szczególnym, poza olbrzymią ilością pieniędzy.
— Pozwoli pan, że będę innego zdania — odparł Manning. — Pański majątek upoważnia pana do zajęcia wybitnego miejsca pomiędzy przedstawicielami finansjery. Z tej serii posiadam podpisy Rockefellera, Pierponta Morgana i wielu innych.
— Pomimo moich milionów i klejnotów nie mogę jeszcze równać się z Rockefellerem lub też innym milionerem amerykańskim.
— Trudno mi z panem dyskutować na ten temat. Może się jednak zdarzyć, że wcześniej czy później zajmie pan poważne stanowisko w administracji Indii i stanie się pan znakomitością. Zrozumie pan wówczas, jaką wartość będzie miał dla mnie pański podpis.
Nabab indyjski wybuchnął śmiechem.
— Skoro pan tak nalega...
Wziął pióro i na podanej mu karteczce wypisał zamaszyście: „Sir Arthur Perkins“.
Manning wysuszył starannie cenny autograf.
Późno już było i goście poczęli podnosić się od stołu. Sir Perkins zawołał kelnera, aby uregulować rachunek.
Wyjął z kieszeni portfel, lecz uczynił to tak niezręcznie, że wypadła z niego na ziemię kartka zawierająca wyciąg konta w Banku Angielskim.
Mister Manning schylił się i wręczył kartkę jej właścicielowi.
— Wszystko dzisiaj spada pod stół — zaśmiał się Raffles. — Najpierw pierścień, a po tym ta kartka...
— To prawda — odparł sir Perkins. — Różnica polega na tym, że wyciąg ten nie może się przydać nikomu, podczas gdy pierścień zawsze posiada swoją wartość.
Wzmianka o pierścieniu wywołała nową dyskusję. Każdy starał się znaleźć wyjaśnienie tej zagadki.
— Jestem pewien, że pierścień podniósł jeden z kelnerów, zanim zdążyliśmy to spostrzec — rzekł Baxter.
Sir Perkins ziewnął tak szeroko, że całe towarzystwo poczęło życzyć sobie nawzajem dobrej nocy. Pierwsi opuścili salę sir Perkins z profesorem. Mister Manning wkrótce poszedł za ich przykładem.
Inspektor Baxter pozostał sam na sam z panią Grayson...

Raffles przy pracy

Raffles wszedł natychmiast do pokoju Charleya Branda.
Rzekomy sir Perkins siedział w fotelu i wskazał przyjacielowi miejsce obok siebie.
— Czy mógłbyś mi wyjaśnić tajemnicę zniknięcia pierścienia? — zapytał Charley.
— Oczywiście — odparł Raffles — nie przypuszczam, abyś przez chwilę wierzył w jego zaginięcie, skoro ja trzymałem go w swym ręku?
— Znam cię zbyt dobrze i wiem, że nie dopuściłbyś do tego... Mimo to nie rozumiem tego, co zaszło...
— Zwykła sztuka magiczna — odparł Raffles z uśmiechem. — Cały sekret polega na dużej zręczności palców i na nitce, uwiązanej do pierścienia, w ten sposób, aby nikt jej nie mógł dostrzec.
— A więc ty masz ten pierścień?
— Nie, nie mam go...
— Nie masz pierścienia?
Charley spojrzał na swego przyjaciela z niedowierzaniem i obawą.
— Zapewniam cię, że nie mam pierścienia.
— Któż go może mieć zatem?
— Nie mówiłem bynajmniej, że zginął... Bądź spokojny. Użyłem go dla wypłatania złośliwego figla naszemu Baxterowi. Zapomniałeś o moim celu: muszę dowieść światu, że John Raffles istnieje i iest jeden na święcie.
— Na czym polega ten figiel?
— Nigdy nie zgadniesz — odparł lord Lister z uśmiechem. — Wyobraź sobie, że pierścień znajduje się właśnie u niego...
— Nie żartuj. Nigdy w to nie uwierzę.
— A jednak to prawda, drogi Charley. Będziemy świadkami zabawnych scen... Zapewniam cię,