Strona:PL Lord Lister -71- Trzy zakłady.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do telefonu i połączył się z biurem skarbnika królewskiego.
— Tu mówi Turrington — odezwał się głos w aparacie.
— Tu kancelaria prywatna — odparł Raffles.
— Za kilka godzin, lordzie, odwiedzi pana dama dworu, lady Webster. Zechce pan towarzyszyć jej do jubilera... U dostawcy królewskiego w firmie „Brill Brothers“, wybierze ona naszyjnik z pereł. Zechce pan natychmiast wyasygnować odpowiednią sumę i po trzech dniach przesłać kwit lordowi, zawiadującemu prywatną szkatułą królowej. Suma ta zostanie panu zwrócona pod koniec miesiąca.
— Załatwione, mylordzie — rzekł lord Turington, który od czasu do czasu otrzymywał podobne zlecenia i załatwiał je ze zwykłą u dworaków dyskrecją.
Raffles odłożył słuchawkę i uśmiechnął się do siebie.
— Otóż to — rzekł cicho. — Nie mógłbym nic załatwić, gdybym nie użył do tej rozmowy wewnętrznego telefonu pałacowego... A teraz zobaczymy, co słychać u lorda Turringtona.
Skinąwszy ręką obecnym na korytarzu, Raffles opuścił apartamenty Hoxtera. Turrington przyjął go z uśmiechem, pod którym starał się ukryć lekkie zakłopotanie.
— Drogi lordzie, przybywam do pana w sprawie artykułu, który ukazał się w „Timesie“ — rzekł Raffles — podobno wezwał pan do siebie Baxtera? Czy to prawda, że prosił pan o pomoc Scotland Yard w sprawie naszego zakładu?
Lord, człowiek uczciwy, nie miał zamiaru zaprzeczać.
— Trudno — rzekł Raffles z uśmiechem. — Ci panowie ze Scotland Yardu powinni byli lepiej się ukrywać... Wloką się za mną od kilku godzin. Tego warunku zakład nasz nie przewidywał, Turrington! Musimy to zmienić!
— Zgoda — odparł Turrington pojednawczo — Sądzę zresztą, że nie zdoła pan wygrać zakładu. Zostało panu zaledwie kilka godzin...
— Drogi lordzie, w ciągu kilku godzin można dokonać bardzo wiele — zaśmiał się Raffles.
— Jak pan chce — odparł Turrington.
— Skoczę tymczasem zobaczyć, czy lord Hoxter powrócił — rzekł Aberdeen. — Pragnę się dowiedzieć, czy będzie dziś wieczorem w klubie. Przypuszczam, że i pana tam zastanę, mylordzie?
— Oczywiście.
Obaj mężczyźni wymienili krótki uścisk dłoni.
Raffles szybko udał się do swego mieszkania.
Pewny był, że detektywi zostali odwołani naskutek telefonicznego rozkazu lorda Turringtona.. Charley, przebrał się w liberię lokaja królewskiego, następnie sam przebrał się za starą, szanowną lady.
— Proszę cię tylko o jedno, Charley — rzekł, zwracając się do swego przyjaciela. — Staraj się zachować jak najgłupszą minę... Nie przyjdzie ci to chyba z trudnością. Musisz kroczyć za mną jak cień i nie odzywać się ani słowem. Jestem lady Webster, ty zaś jesteś moim osobistym lokajem. Zrozumiano?
Wynajęte auto zawiozło ich szybko do pałacu.
Na korytarzu czcigodna lady Webster natknęła się na Baxtera, który wyleciał jak z procy z gabinetu lorda Turringtona.
Lord skarbnik solidnie zmył głowę poczciwemu inspektorowi, za głupotę jego agentów, i za niefortunne wystąpienie w „Timesie“.
Baxter na widok wytwornej starszej damy ukłonił się głęboko.
Lord Turrington przyjął lady Webster z szacunkiem, należnym jej stanowisku oraz wiekowi. Lady powołała się na rozmowę telefoniczną i wyjaśniła lordowi, że ze względów technicznych konieczne jest, aby ten wydatek figurował do końca miesiąca na jego koncie.
Lord udał się wraz z nią do jubilera. Gdy znaleźli się na miejscu, lady Webster pod jakimś pretekstem odesłała lokaja do domu.
Charley Brand zgodnie z umową spokojnie wrócił do willi w Regent Parku. Lady Webster wybrała wspaniały naszyjnik z pereł wartości osiemdziesięciu tysięcy funtów sterlingów. Lord Turrington wypełnił na tę sumę czek i wręczył go jubilerowi.
— Czy mam to odesłać?
— Nie — odparła półgłosem lady Webster. — Nie po to fatygowałam się tutaj osobiście.
Lord Turrington ukłonił się, szanując tajemnicę. Dama dała mu do zrozumienia, że obecność jego jest już jej niepotrzebna. Lord Turrington pożegnał ją z szacunkiem i wyszedł.
Zdziwiłby się niezmiernie stary skarbnik, gdyby mógł widzieć ową czcigodną lady w kilka chwil później: Zacna dama zawołała taksówkę i kazała szoferowi jechać do willii w Regent Parku. Wszystko to stało się w ciągu trzech godzin. Ten krótki okres czasu wystarczył Rafflesowi, aby wygrać jeden z najtrudniejszych w jego życiu zakładów.
Zadowolony z sukcesu przebrał się i udał się wieczorem do klubu. Przybycie lorda Aberdeena powitane zostało owacyjnie. Nawet lord Turrington uścisnął mu serdecznie rękę.
— Cóż pan porabiał od czasu naszego ostatniego spotkania w pałacu królewskim? — zapytał.
— Ostatniego? — zapytał Raffles ze zdziwieniem. — Ależ, drogi lordzie, widzieliśmy się przecież już później, poza obrębem pałacu!...
— Poza obrębem pałacu?... Nie przypominam sobie — odparł lord Turrington.
— Jak to? Przed kilku godzinami spotkaliśmy się w firmie jubilerskiej „Bill Brothers“.
Lord był zdumiony. Już miał zamiar odpowiedzieć, gdy przypomniał sobie, że związany jest dworską tajemnicą.
— Ależ ja nie byłem z panem w firmie „Bill Brothers“ dzisiejszego popołudnia — szepnął.
— Ależ tak, mój drogi lordzie... Sam przyszedłem do pana do pałacu i następnie udaliśmy się do jubilera, gdzie kupowaliśmy naszyjnik z pereł.
— To niemożliwe... Byłem istotnie u jubilera, ale w towarzystwie lady Webster.
Raffles wybuchnął śmiechem.
— To ja właśnie byłem... ową „damą“. Wygrałem zakład! O ile pamięta pan warunkiem zakładu było, aby pan wypłacił z kasy królewskiej większą sumę pieniędzy, nie wiedząc, że dokonywa pan wypłaty na moje ręce. Proszę: oto zwracam panu naszyjnik z pereł. Niechże go pan odeśle jutro do „Brill Brothers“ i zażąda pan pod jakimkolwiek pretekstem zwrotu osiemdziesięciu tysięcy funtów. Nie chciałbym, aby skarb państwa stracił te sumę... W każdym razie wygrałem zakład, lordzie Turringtonie.
Lord Turrington chwycił puzderko, zawierające perły i przyjrzał im się dokładnie.
— Przyznaję. że zostałem pokonany — rzekł wreszcie. — Nie chciałbym jednak, z uwagi na mo