Strona:PL Lord Lister -71- Trzy zakłady.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

je stanowisko, aby wiadomość o tym zakładzie przeniknęła do wiadomości publicznej.
— Zupełnie słusznie — odparł Aberdeen — sprawa musi pozostać w tajemnicy.
Jeszcze jedna wątpliwość dręczyła Turringtona: nie wiedział, w jaki sposób ma zwrócić perły jubilerowi.
— Niech się pan nie niepokoi, mylordzie — rzekł Aberdeen z uśmiechem. — Ja byłem autorem tego kawału i muszę wziąć na siebie jego konsekwencje.
Wyjął z kieszeni książeczkę czekową, wypisał czek na osiemdziesiąt tysięcy funtów i wręczył go Turringtonowi. Lord Skarbnik wręczył mu wzamian za to naszyjnik z pereł.
Przystąpiono do wypłacenia zakładu. Raffles wygrał więcej niż sam mógł przypuszczać: suma wygrana wynosiła około siedemdziesiąt tysięcy funtów.
Reszta wieczoru upłynęła na wesołej pogawędce. Około godziny czwartej nad ranem Raffles powrócił do swej willi. Po drodze wyciągnął z kieszeni naszyjnik z pereł i przyjrzał mu się raz jeszcze dokładnie.
— Nie omyliłem się — szepnął — bracia Brill okazali się skończonymi łotrami! Pomiędzy perłami znajdują się cztery fałszywe. Zobaczymy, czy jutro nasz jubiler będzie miał czoło utrzymywać, że o niczym nie wie. Jestem na tropie afery, która przyniesie mi tyle, że będę mógł żyć spokojnie przez kilka miesięcy.

Epilog

Było to następnego ranka.
John Brill, współwłaściciel firmy „Bracia Brill“ delektował się doskonałym cygarem w pokoju, znajdującym się za sklepem. Jego subiekci krzątali się tymczasem w sklepie, obsługując klientów.
Około godziny dziesiątej zjawił się wytwornie ubrany pan. Oświadczył, że pragnie mówić z samym szefem.
— Pozwoli pan, że się przedstawię — rzekł nieznajomy. — Jestem Harry Brandon, sekretarz prywatny ochmistrza dworu.
Jubiler ukłonił się nisko. Raffles — bowiem on to był — ciągnął dalej:
— Czy pan sprzedał wczoraj naszyjnik z pereł pewnej damie dworu?
— Tak, sir...
— Chciałbym pomówić z panem bez świadków.
Jubiler zaczerwienił się lekko.
— Zechce pan udać się ze mną do mego prywatnego biura, sir.
Gdy usiedli w wygodnych fotelach, Raffles zabrał głos:
— Jego ekscelencja ochmistrz dworu jest zdania, że naszyjnik jest trochę za drogi...
— Za drogi! — zawołał John Brill. — Czy zdaje pan sobie sprawę z gatunku tych pereł?
— Twierdzi więc pan, mister Brill, że te perły są bez zarzutu? — powtórzył z naciskiem Raffles.
Jubiler zawahał się przez chwilę.
— Oczywiście — odparł. — Wszystkie są jednakowe w gatunku i idealnie dobrane. Czy je pan widział?
— Tak jest — odparł Raffles.
Wyjął z kieszeni pudełko i otworzył je.
— Otóż one — rzekł. — Oskarżam pana, że dopuścił się pan oszustwa.
Słowa te wypowiedziane były z takim spokojem, że John Brill zadrżał. Wiedział on bowiem dokładnie, że w naszyjniku znajdowały się cztery perły sztuczne.
— Ma pan rację — rzekł — przyjrzawszy się perłom. — Widocznie sam padłem ofiarą oszustwa. Jestem człowiekiem uczciwym i nigdy nie odważyłbym się na nic podobnego.
Raffles uśmiechnął się.
— Trudno przypuścić, że pan jako jubiler nie zna się na perłach!
Jubiler poczynał tracić grunt pod nogami.
— Proszę pana o przebaczenie, sir — rzekł raptownie — może zechce mi pan poradzić, jak się mam zachować w tej trudnej sytuacji?
— Nie wiem, jak mam panu pomóc — rzekł Raffles.
— Mógłby pan na przykład oświadczyć, że po bliższym zbadaniu perły okazały się prawdziwe. Jak dotąd tylko laicy mieli je w swym ręku...
Raffles przerwał mu.
— Jest pan w błędzie, panie Brill. Zanim objąłem swoje obecne stanowisko, byłem pracownikiem wielkiej jubilerskiej firmy w Amsterdamie. Jestem ekspertem w tym zakresie.
— Wobec tego zaproponuję panu inne wyjście — rzekł. — Jestem gotów zmienić owe cztery perły, które uważa pan za fałszywe. Nie chcę, aby ciążyło na mnie podejrzenie... Ponadto chętnie zaofiaruję panu pewne odszkodowaie za pański trud. Nie będzie to wiele, powiedzmy tysiąc lub dwa tysiące futów...
— Hm... — odparł Raffles z uśmiechem — na takie drobnostki mnie pan nie weźmie, drogi panie Brill. Niechże pan pomyśli, że jedno moje słowo może pana zgubić.
Grube krople potu ukazały się na czole jubilera.
— Może znajdziemy inne wyjście... Na ile ocenia pan wartość tej przysługi?
— Powiedzmy na sześć tysięcy funtów — Zdaje pan sobie sprawę, że to nie jest zbyt wiele.
— Zgoda... Natychmiast każę zmienić perły — rzekł Brill.
Po upływie pół godziny zjawił się pracownik przynosząc naszyjnik z nowo oprawionymi perłami.
Raffles przyjrzał im się dokładnie.
— Tym razem perły są prawdziwe — rzekł.
Jubiler otworzył swą kasę, wyjął z niej paczkę banknotów, odliczył sześć tysięcy funtów i wręczył je Rafflesowi.
— Żegnam pana — rzekł Raffles podnosząc się z fotelu. — Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w warunkach bardziej wesołych!
Raffles udał się natychmiast do swego jubilera.
Pokazał mu naszyjnik i oświadczył z pewnym zakłopotaniem, że zmuszony jest się go wyzbyć. Jako