Strona:PL Lord Lister -46- Kontrabanda broni.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okręt z drugiego boku tak, aby z brzegu nie było widać żadnych manipulacyj.
Po załatwieniu formalności z kapitanem towarowego okrętu, rozpoczęto przeładunek towaru na statek żaglowy.
Towar zapakowany był w skrzynie. Z wielkości ich i kształtów Raffles domyślił się odrazu, że zawierają one karabiny.
Gdy przeładunek został zakończony, Arab wręczył Hansowi Dampowi papiery i konosamenty:
— Oto papiery, mister Damp — rzekł. — W długich skrzyniach ma pan dachówki metalowe. W małych skrzyniach mieszczą się gwoździe. Zostawiam na pokładzie mego męża zaufania Ben Alego, który będzie wam służył za pilota i wskaże drogę wzdłuż brzegu. Zna on miejsce, w którym towar ma zostać wyładowany. Żywność i zapasy wody znajdują się na pokładzie. Po wyładowaniu skrzyń, w miejscu wskazanym przez Ben Alego, wróci pan natychmiast do Beiry.
Wyciągnął rękę do Hansa Dampa, lecz ten udawał, że nie widzi tego gestu. Arab wraz ze swymi trzema ludźmi opuścił pokład statku. Załoga, którą dowodził teraz Hans Damp, składała się z Alego, Rafflesa, Charleya Branda, oraz dwóch tubylców.
— Co za zbrodniarz — szepnął Raffles do Charleya. — Czy rozumiesz na czym polega jego kawał? Gdyby któryś z patrolujących okrętów angielskich lub francuskich zahaczył nas na morzu, nawet nie zażądałby okazania zawartości skrzyń, widząc, że okrętem dowodzi Europejczyk. Uwierzyłby na słowo, że w skrzyniach mieszczą się dachówki i gwoździe. Inaczejby sprawa wyglądała, gdyby okrętem dowodził kolorowy.
W kilka godzin później port Beiry zniknął im z oczu.
— Mamy karabiny na okręcie, — rzekł Raffles do Hansa Dampa.
— Podła skorupa, — odparł Hans. — Co mamy dalej począć?
— Gdy zapadnie noc musimy zmienić kurs okrętu. Zamiast na południe, popłyniemy na północ. W kierunku wybrzeża somalijskiego. W rękach Somalisów broń nie będzie zagrażała białym ludziom. Mam nadzieję, że dadzą porządną nauczkę tym Arabom.
Ali spał głębokim snem. Raffles i Charley zbliżyli się do niego i zakneblowali mu usta, związali ręce i nogi. Następnie wywołali jednego z czarnych marynarzy i powtórzyli z nim ten sam manewr. Związanie ostatniego nie przedstawiało najmniejszej trudności.
Hans Damp zmienił kierunek i statek poczuł płynąć ku północy. Zgodnie z planem Rafflesa mieli bowiem jaknajszybciej zbliżyć się do brzegów Somali leżącej na północ od Beiry.
Dwa dni i dwie noce płynęli bez żadnych przygód wzdłuż wybrzeży afrykańskich. Pewnego ranka z brzegu doszedł ich przeciągły krzyk. W tej samej chwili cala flotylla łodzi wypłynęła na ich spotkanie. Wypełnione one były czarnymi wojownikami.
Hans Damp nie wiedział co ma myśleć o tym napadzie:
— Szybko broń na pokład! — zawołał do Rafflesa. — To ludożercy.
Lord Lister wyjął swą lunetę i spojrzał na płynącą ku nam flotyllę. I on przeraził się. Wkrótce jednak uspokoił się.
— To Somalisi! Tam w tym czerwonym pirogu siedzi Bukana!
W kilka minut łodzie otoczyły statek. Pierwszy wdrapał się na pokład Bukana. Za jego przykładem poszli inni wojownicy.
Otwarto skrzynie z karabinami. Jakkolwiek łodzi było sporo przeładunek ten trwał kilka godzin. Wysadzono również na ląd Araba oraz dwóch czarnych. Tegoż wieczora na brzegu odbyła się wielka uczta po której nastąpiły tańce wojenne. Lord Lister siedział po prawicy wielkiego wodza. Noc minęła na zabawie.
— Nigdy w życiu tyle się nie najadłem i nie napiłem co dziś — rzekł poczciwy Hans Damp. — Byłbym szczęśliwy gdybym wiedział co się w tej chwili dzieje z Petrem Duschenem i Willi Locksem. Boję się o los mych towarzyszy. Arab wcześniej, czy później musi się dowiedzieć o tym że wykradliśmy mu broń.
— Bądź spokojny — odparł Raffles. — Moja w tym głowa, żeby im się nic nie stało. Mam zresztą do wyrównania pewien rachuneczek z konsulem angielskim w Beirze.

Pseudo Raffles

Peter i Willy stali się prawdziwym postrachem personelu oraz pozostałych mieszkańców hotelu „Royal“ w Beirze.
Grek, który poprzednio gnębił ich z powodu niezapłacenia rachunku suszył sobie teraz głowę, jak dogodzić wymagającym gościom.
Peter Duschen siedział prawie cały dzień przy stole, zastawionym butelkami z whisky i brandy, a Willy Looks dotrzymywał mu towarzystwa. Piątego dnia przybyła do Beiry łódź z dawną załogą okrętu żaglowego. Kapitan udał się do swego armatora i opowiedział mu o wypadkach, które rozegrały się na okręcie.
Na wieść o tym, że dwaj cudzoziemcy uwolnili czarnych Somalisów, Muharrem Bey wpadł w wściekłość. Płonąc zemstą pobiegł do angielskiego konsula.

— Nic nie mogę w tej sprawie zrobić — odparł konsul, wysłuchawszy opowiadania. — Wiesz przecież najlepiej, że handel niewolnikami jest surowo karany. Może pomoże ci prezydent portugalski.