Strona:PL Lord Lister -14- Agencja matrymonialna.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mamy czasu do stracenia. — rzekł Raffles — Jestem zmęczony i chciałbym położyć się spać jaknajprędzej.
Przemykając się poomacku pomiędzy sztukami materiałów weszli na ostatnie piętro magazynu. Drogę oświetlało słabe światło latarki Listera. Charley Brand doznawał dziwnego uczucia. Kilka razy zadrżał lekko. Odwagi dodawała mu obecność Tajemniczego Nieznajomego, który posuwając się ciągle naprzód świstał po cichu melodię hymnu „God Save the King“.
— A teraz do pracy, drogi Charley — rzekł do sekretarza. — Zanim jednak przystąpimy do niej, winienem dać ci pewne wyjaśnienia: musisz poślubić Baxtera.
Charley wzdrygnął się. Z całych sił zmuszał się do pozostawania na miejscu. Nie wątpił, że ostatnie wypadki nadszarpnęły nerwy jego przyjaciela. Przeklinał w duchu fatalny pomysł, dzięki któremu znalazł się w tym miejscu wraz z niespełna rozumu Człowiekiem.
— Nie denerwuj się — rzekł Lister. — Bądź raz w swym życiu rozsądny. Widzę po twej twarzy że uważasz mnie za wariata. Powtarzam, że nigdy w życiu nie czułem się tak wypoczęty i tak zdolny do przedsięwzięcia nowych wielkich planów.
Zapalił papierosa i zaciągnął się jego dymem.
— Oto króciutko mój plan: dzisiejszego ranka przeczytaliśmy w „Timesie“ ogłoszenie Baxtera i otrzymaliśmy od Marholma potwierdzenie prawdziwości mych przypuszczeń. Mając na uwadze długotrwałą przyjaźń, jaka mnie łączy z szefem Scotland Yardu, nie mogę przepuścić tej „okazji“, aby nie dać znać o sobie w głównej kwaterze policji. Jutro przeobrażę się w starego lorda szkockiego Kenningtona. Ty zaś będziesz córką moją Mabel. Otrzymasz ode mnie milion funtów sterlingów w posagu i poślubisz Baxtera. Urządzimy pierwszorzędną zabawę. Biedni londyńczycy będą mogli wyśmiać się dowoli. Czy zrozumiałeś wreszcie, o co mi idzie?
Charley przyznał, w duchu, że i tym razem jego przyjaciel okazał całkowitą przytomność umysłu. Spodobała mu się zwłaszcza groteskowa rola, którą miał odegrać. Od jutra więc miał stać się miss Mabel Kennington.
— Jeśli nie jest to najlepszy figiel, jaki spłatany został od stuleci, to niech mnie porwą diabli!
— Nasz przyjaciel Baxter uzyska niezawodnie nowy tytuł do sławy: James, specjalista od kobiet.
— Nie rozumiem tylko po co wtargnęliśmy wśród nocy do tego magazynu? — zapytał Charley.
— Nic prostszego, Charley, miss Mabel Kennigton musi posiadać odpowiednio bogatą garderobę.
— I zamierzasz przychodzić tutaj co noc? Dziękuję... To diablo niebezpieczne i nieprzyjemne.
Raffles potrząsnął głową przecząco.
— Dziwnie jesteś niedomyślny dzisiaj! Czy sądzisz, że spadłem do rzędu zwykłego złodzieja sklepowego? Nie, mój przyjacielu... Przejdźmy do rzeczy. Dla odegrania twej roli trzeba ci znacznej garderoby. Oczywiście, jesteś mężczyzną i dlatego nie możesz mierzyć sukien. Dlatego też musisz, niestety, zadowolić się gotowymi toaletami. Ponieważ wśród gotowych sukien musisz zmierzyć przynajmniej kilkanaście po to, aby znaleźć jedną, dlatego też wybrałem godzinę, w której nie ma nikogo w magazynie, aby dokonać wyboru. Czyś zrozumiał mnie wreszcie? Firma Robinson będzie naszym głównym dostawcą. Musisz prócz tego wybrać wszystko co ci może być potrzebne, poczynając od pończoch, podwiązek, haleczek a skończywszy na kapeluszach i futrach. Wiesz prawdopodobnie, czego potrzeba kobiecie, aby była przyzwoicie ubraną?
Przymierzanie i wybieranie trwało przeszła dwie godziny. W olbrzymich spokojnych salach rozlegał się wśród nocy słumiony śmiech lub szelest jedwabnych sukien...
Gdy na wieży Opactwa Westminsterskiego wybił zegar godzinę piątą, dwaj mężczyźni posuwali się już po ulicach Londynu otulonego w mgłę poranną.
Każdy z nich dźwigał dużą pakę. Mieli podniesione kołnierze od palt i nasunięte na oczy czapki.
Duch Baxtera, inspektora policji wielkiej stolicy, unosił się prawdopodobnie nad nimi i pomagał w trudnych przedsięwzięciach.

Pierwsza wizyta

Następnego dnia inspektor Baxter, wchodząc do swego biura, stanął zdumiony. W samym środku gabinetu stało sześć wielkich koszy do bielizny pełnych po brzegi listów rozmaitego formatu. Przez kilka chwil Baxter nie wiedział o co chodzi. Rzucił niespokojne spojrzenie w stronę Marholma, który rozparłszy się w fotelu zdradzał objawy żywej wesołości.
— Cóż to za kosze, Marholm? — zapytał groźnie inspektor policji.
— To pańska prywatna korespondencja — odparł.
Baxter zdjął swe futro i zwrócił się do sekretarza.
— Jeszcze raz zapytuję uprzejmie — rzekł, tłumiąc złość — co oznaczają te przeklęte kosze?
— To pańska prywatna korespondencja, panie. inspektorze — rzekł Pchła z niezmąconym spokojem — Wyrażając się ściślej, są to odpowiedzi na pańskie ogłoszenia matrymonialne. W administracji „Timesa“ znajduje się ich daleko więcej, nie miałem jednak możności szybszego ich przetransportowania Będą tu około południa.
Szef Scotland Yardu otarł zroszone potem czoło.
— Tak... — rzekł zgnębionym tonem — W jaki sposób ci ludzie dowiedzieli się kim jestem i dlaczego napisali bezpośrednio do policji?
Pchła wzruszył ramionami.
— Nie trudno było zgadnąć — odparł z zadowoleniem — Najważniejsze jest teraz ustalenie odpowiednich zastępców dla pełnienia funkcji zawodowych, abyśmy przez kilka dni przy pomocy całego sztabu ludzi mogli się zająć wyłącznie pańską korespondencją.
— Proszę, abyś zaprzestał idiotycznych żartów — wrzasnął Baxter, zadowolony, że może wyładować swoją złość na swym sekretarzu. Na przyszłość zabraniam wam zajmowania się mymi prywatnymi sprawami!
Inspektor policji począł niespokojnie obchodzić wokoło imponujące pod wględem rozmiarów kosze.
Zatrzymał się wreszcie przed jednym z nich i rzekł rozkazującym tonem.
— Pójdziesz natychmiast do redakcji wszystkich gazet i oświadczysz, że padłem ofiarą głupiego żartu... Że jakiś nieznajomy podszył się pod moją