Strona:PL Lord Lister -13- Złodziej okradziony.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

firmy Blidenstein i S-ka w Amsterdamie. Nie omieszka ona, niestety, potwierdzić mych wyjaśnień. Wyczerpany, usiadł i oparł głowę na ręku. Komisarz zwrócił się wówczas do obu lekarzy, którzy, milcząc, przysłuchiwali się badaniu.
— W jakich warunkach panowie udzielili pomocy zeznającemu?
Doktór Blay i doktór Weiler podali swe nazwiska i stopień naukowy. Doktór Blay zabrał głos. Opowiedział w jakim stanie zastał pana Stahla i wyraził opinię, która przeobraziła się w niezłomne przekonanie, że Stahl w trakcie podróży został zahipnotyzowany i wprawiony w stan kataleptyczny. W tym właśnie czasie dokonano kradzieży.
Zeznanie Stahla, obserwacje poczynione wspólnie przez obu lekarzy oraz wymowa doktora Blaya, który okazał się znanym psychiatrą, wpłynęła na zmianę opinii doktora Weilera. I on również poparł gorąco teorię wysuniętą przez swego kolegę.
— Nie znam się wiele na hipnotyzmie — rzekł komisarz — może panowie zechcą wobec tego odpowiedzieć na kilka pytań. Czy można symulować sen hipnotyczny?
Doktór Weiler wskazał na swego kolegę.
— Doktór Blay — rzekł — odpowie na to pytanie lepiej ode mnie. Jest on specjalistą w tym zakresie.
Nie chciałbym — rzekł doktór Blay — traktować zagadnienia w sposób ogólny, ponieważ hipnoza przybiera jak najróżniejsze formy. Pozwolę sobie zauważyć w naszym wypadku, że jakkolwiek możliwe jest symulowanie hipnozy, jest całkiem wykluczone symulowanie stanu zupełnej sztywności, w jakim znaleźliśmy pana Stahle. Czy nie jest pan tego samego zdania, mój drogi kolego? — dodał zwracając się do doktora Weilera.
Doktór Weiler skinął potakująco głową. Stahl rzucił pełne wdzięczności spojrzenie w stronę swych obrońców.
— O ile się orientuję — rzekł komisarz — można w czasie snu hipnotycznego sugerować ofierze rozmaite rzeczy. Można mu kazać mówić, poruszać i działać. Czy mieliśmy z tym również do czynienia w wypadku pana Stahla?
Obydwaj lekarze oświadczyli, że taka ewentualność jest zupełnie możliwa.
— Dziękuję panu za informację — rzekł komisarz, podnosząc się z miejsca. — Możliwe, że zawezwiemy jeszcze panów dla uzupełnienia zeznań. Cz ma pan zamiar — rzekł, zwracając się do Stahla — zostać w Berlinie? Czy też wrócić do Amsterdamu? W każdym razie poproszę o zostawienie mi swego berlińskiego adresu. —
Po wyjściu Stahla oraz lekarzy komisarz policji padł na krzesło. Miał dziś wyjątkowo trudny dyżur i wyraz zmęczenia malował się na jego twarzy. Otrząsnął się jednak szybko. Musiał bezzwłocznie złożyć raport prokuratorowi i zaprząc agentów do roboty. Wypadek ten wydawał mu się niesłychanie ciekawy. Olbrzymia kradzież popełniona przy pomocy hipnozy odbiegała znacznie od codziennego szablonu. Nie ulegało wątpliwości że kradzieży dokonała towarzyszka podróży Stahla. Była ona prawdopodobnie jedynie siłą pomocniczą. Kto wpadł na ten pomysł i kto ostatecznie z niego korzystał?
Należało działać szybko. Natychmiast wysłano telegram do firmy Blidenstein i S-ka, drugi zaś do policji amsterdamskiej, celem zasiągnięcia wiadomości o Stahlu.
Następnie Hoffman zatelefonował do Deutsche Banku.
— Tu prefektura policji w Berlinie — rzekł — Chciałbym wiedzieć, czy Bank otrzymał zawiadomienie, że szlifiernia diamentów Blidenstein i S-ka w Amsterdamie miała mu przesłać transport drogich kamieni, należących do spadku po zmarłym doktorze Wendlandzie.. Jak..? Tak, Blidenstein i S-ka... Nazwisko doktora? Wendland Mieszkał w Berlinie i zmarł miesiąc temu.
— Chwileczkę — odparł gos w telefonie — Po kilku chwilach ktoś inny ujął słuchawkę aparatu.
— Tu Deutsche Bank w Berlinie.
— Tu komisarz Hoffman z prefektury policji. Chciałbym od panów pewnych wyjaśnień w sprawie spadku po Wendlandzie. Byliście panowie w sprawie tej w kontakcie z firmą Blidenstein i S-ka która miała wam przesłać transport diamentów.
— Otrzymaliśmy zawiadomienie i diamenty powinny być u nas już od dwuch godzin. Miał je przywieźć zaufany urzędnik firmy.
— Czy znają panowie jego nazwisko?
— Niejaki Stahl. Czy wydarzyło mu się nieszczęście?
— Diamenty zostały skradzione po drodze.
Urzędnik chciał jeszcze o coś zapytać, lecz komisarz Hofman odłożył tubę.
Oświadczenia Stahla znajdowały potwierdzenie. Komisarz postanowił udać się osobiście na dworzec śląski, aby dokładnie poinformować się o przebiegu wypadków. Jak było do przewidzenia, wagon, którym przyjechał nieszczęsny urzędnik, został odczepiony i zamknięty. Hofman mógł go dokładnie zbadać i nawet sfotografować. Wizja na miejscu nie dała jednak żadnego rezultatu. Przedział był nietknięty i nie zdradzał żadnego śladu walki. Komisarz zwrócił się do jednego z funkcjonariuszy, który pierwszy spostrzegł Stahla w pociągu. Urzędnik opowiedział mu dokładnie, jak odbyło się budzenie biednego urzędnika, ilustrując swe opowiadanie wyrazistą mimiką.
— Czy jest pan pewien, że ten jegomość był sam w przedziale? — zapytał Hoffman.
— Absolutnie pewien. Siedział w ten sposób...
Kolejarz usiadł, naśladując pozycję, w jakiej zastał Stahla.
— Czy jest pan pewien, że podróżny był sam, kiedy pociąg wjechał na stację?
— Stałem na peronie, gdy pociąg nadjechał. Nie widziałem aby ktokolwiek wyszedł z tego przedziału.
Komisarz wrócił do prefektury policji w zdecydowanie złym humorze. Ostatnie jego posunięcie nie dało najmniejszego rezultatu.
W parę chwil po jego powrocie nadeszła depesza z firmy Blidenstein i S-ka

Do Prefektury Policji w Berlinie.
Zeznanie Stahla jest zgodne z prawdą.
Stahl zasługuje na całkowite zaufanie.
BLIDENSTEIN
Amsterdam.

Dochodzenie w sprawie kradzieży diamentów posuwało się naprzód ze zdwojoną szybkością. Za nieznajomą podróżującą damą rozesłano listy gończe. Przestrzeżono jubilerów i wszystkich handlarzy diamentami przed kupnem kamieni, które wyróżniały się zresztą niezwykłą wielkością. Prowa-