Strona:PL Lord Lister -13- Złodziej okradziony.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i przyjezdnych z prowincji, łaknących zabawy, do jaskrawo umalowanych kobiet, podejrzanych młodzieńców, złodzieji kieszonkowych i sprzedawców zapałek włącznie. Wszystko to się spieszyło, potrącało, przewalało przez kawiarnie, bary i dancingi.
Stahl wydawał się błądzić bez celu. Co pewien czas wracał do miejsc, które już minął, nagle wszedł do kawiarni, znajdującej się na ulicy Unten den Linden, skąd dochodziły dźwięki wiedeńskiego walca. Obydwaj policjanci weszli za nim i zajęli stolik, z za którego mogli obserwować całą salę. Nie zauważyli jednak w zachowaniu się Stahla nic podejrzanego. Holender wyszedł z kawiarni sam, tak jak do niej był przyszedł. Znów począł błądzić po Friedrich Strasse. Doszedłszy do miejsca, gdzie ruch był mniejszy, skręcił w boczną uliczkę i wszedł do piwiarni o mało zachęcającym wyglądzie.
— Panie komisarzu — rzekł Lehner — obawiam się, że mnie poznają, gdy tam wejdę. Zauważyłby mnie może i miałby się na baczności...
— Zostańcie więc na ulicy i pilnujcie wyjścia. Wejdziecie dopiero wówczas, gdy was zawołam. Mnie bywalcy tego lokalu na szczęście nie znają i dlatego mogę się tam pokazać bez obawy wzbudzenia szczególnego zainteresowania. Ciekaw jestem, czy Stahl pozostał w Berlinie tylko dla zwiedzania miasta, czy też dla „interesu”.
Bar nosił nazwę „Pod piękną Emmą” Mdlący zapach jadła, piwa i tytoniu uderzył go od progu. Trzeba było dobrych paru chwil, aby przyzwyczaić się do otoczenia. Dym z kiepskich cygar i taniego tytoniu gęstymi obłokami unosił się w powietrzu.
Komisarz z trudem rozróżniał kontury przedmiotów. Z głębi dochodziły dźwięki rozstrojonego pianina. Jakiś zachrypły głos śpiewał ordynarną piosenkę. Za bufetm stała piękna Emma, gruba baba o muskularnych rękach i tłustej twarzy, na której malowały się jej grzechy i złe skłonności. Nie spuszczała wzroku ze swych klientów, którzy przeważnie znali się dobrze między sobą. Pod gradem ciekawych spojrzeń Stahl skierował się do jakiegoś niezajętego stołu i usiadł. Zamówił coś do jedzenia, zapalił papierosa i rozejrzał się dokoła, jak gdyby kogoś szukał. Wejście komisarza Hofmana wzbudziło niemałą sensację. Niektórzy z gości wyczuli w nim agenta policji i obrzucili go nieufnym spojrzeniem. Komisarz spostrzegł wśród siedzących wiele twarzy znanych mu dobrze z albumów przestępców. Jakaś młoda kobieta z grubą warstwą szminki na twarzy po chwili wahania przysiadła się do stolika Stahla. Z zawodową swobodą poprosiła Holendra, aby jej zaofiarował kufel piwa. Zgodził się. Komisarz Hofman nie mógł posłyszeć ich rozmowy, ponieważ przeszkodził mu w tym gwar głosów. Holender nie zwracał najmniejszej uwagi na swą towarzyszkę i nie odpowiadał na wszelkie jej wysiłki nawiązania z nim rozmowy. Kobieta znalazła sobie wkrótce towarzysza w osobie młodzieńca lat około dwudziestu ośmiu, który wszedł do knajpy, powiódł dokoła chytrym wzrokiem i usiadł śmiało koło dziewczyny. Wyglądał na jej amanta. Prowokującym spojrzeniem obrzucił Stahla. Holender udał, że tego nie spostrzega. Stahl był o wiele silniejszy od przybysza i wyglądał od niego o wiele bardziej elegancko. Młody człowiek był widocznie zazdrosny, przpuszczając, że jego przyjaciółka darzy względami Holendra. Doszło między nimi do nieuniknionego starcia. Wybuchła sprzeczka, która przybierała coraz to gorętszy obrót. Wypadki potoczyły się po sobie tak szybko, że nawet komisarz nie potrafił zdać z nich sobie sprawy.
Dziewczyna odmówiła widocznie jakiemuś żądaniu swego amanta, co wprawiło go w ogromne zdenerwowanie.
Począł znieważać swą towarzyszkę i, ponieważ ona nie pozostawała mu dłużna w odpowiedzi, uderzył ją silnie pięścią w twarz. Kobieta krzyknęła przeraźliwie. Mężczyzna rzucił się na nią, gdy nagle jak gdyby z pod ziemi wyrósł przed nim jakiś nieznajomy. Chwycił go za rękę, lecz awanturnik drugą swą wolną ręką wyciągnął z kieszeni nóż i zamierzył się na swego przeciwnika. Wzniesione ramię pozostało w powietrzu. Hofman rzucił się, aby rozdzielić walczących. Interwencja jego jednak była zbyteczna. Nieznajomy trzymał w mocnym uścisku rękę swego przeciwnika. Ani jeden muskuł jego twarzy nie drgnął. Czarne głęboko osadzone oczy wlepiły się uparcie w oczy młodego człowieka. Pod tym spojrzeniem młody człowiek począł słabnąć. Spoglądał na nieznajomego, który trzymał go pod władzą swego spojrzenia.
Był to widok zaiste dziwny.
Obok mężczyzn stała dziewczyna, nie mówiąc ani słowa.
Małżonek pięknj Emmy zbliżył się do awanturników, chcąc położyć kres zajściu.
Nagle nieznajomy zdjął swój kapelusz z wieszaka, rzucił monetę na kontuar i wyszedł. Z nim razem opuścił lokal Stahl.
Nieznajomy miał tak stanowczy wyraz twarzy, że nikt nie odważył się zagrodzić mu przejścia. Hofman szybko uregulował rachunek i skierował się do drzwi. Gdy przechodził koło mężczyzny, napastującego dziewczynę, na twarzy jego pojawił się uśmiech tryumfu. Młody człowiek pozostał w tej samej pozycji, w jakiej znalazł się w chwili wyjścia nieznajomego. Oczy jego były zamglone, ciało sztywne. Był zahipnotyzowany.
Komisarz policji pędem wybiegł na ulicę, obawiając się stracić kontakt ze Stahlem. Spostrzegł, że Stahl kroczy spokojnie kilka kroków przed nim. Lehner szedł za Holendrem po przeciwległym chodniku. Hofman skinął nań.
— Wracaj pan czemprędzej do pięknej Emmy — rzekł komisarz. — Poinformuj się dokładnie o przebiegu zajścia i dowiedz się od klientów, kim jest człowiek, z którym wyszedł Stahl. Stahlem zajmę się sam. Jutro przed udaniem się na posterunek zda mi pan sprawozdanie.
Lehner zawrócił, Hofman zaś podążył za Stahlem. Ostatnie wypadki musiały widocznie zmęczyć Holendra, gdyż zawołał taksówkę i kazał się wieźć do domu. Hofman wskoczył do auta i jechał jego śladem. Po drodze przyszedł do wniosku, że tego wieczora nie wykryje już prawdopodobnie nic nowego i kazał się odwieźć do domu.
Spokój panował o tej porze na ulicach Berlina. Gęsta mgła okryła miasto. Od czasu do czasu słychać było sygnał, przejeżdżających aut. Hofman odtwarzał sobie w pamięci wypadki dnia. Przypominał sobie scenę, która rozegrała się w spelunce. Widział wzniesione ramię młodego człowieka, śpiżową twarz nieznajomego i dziwne obezwładnienie napastnika. Wydawało mu się, że już kiedyś widział hypnotyzera. Ale gdzie i kiedy? Nagle drgnął. Czyżby cudzoziemiec ów był Tajemniczym Nieznajomym słynnym Rafflesem? Byłże więc w Berlinie? Czego szukał w spelunce, którą wydawał się znać oddawna?
Nazajutrz rano, gdy komisarz pogrążony był w studiowaniu akt sprawy, wszedł Lehner.