Strona:PL Lord Lister -10- W ruinach Messyny.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
6

prawdopodobnie znajduje się w miejscu swego zwykłego postoju.
— Very well! — zapytaj, czy mógłby mnie natychmiast odwieźć na „Meteor“.
— Na „Meteor“ Czy pan chce również wyjechać?
— Oczywiście, Colwood. Wiesz dobrze, że Shaw jest moim przyjacielem. Trzymaj język za zębami i wezwij Grenstona.


∗             ∗

W godzinę później lord znajdował się na pokładzie wspaniałego jachtu parowego.
— Czy to ty, Edwardzie? — zapytał śmiejąc się, Charley.
Lord Lister obejrzał go od stóp do głów i zaśmiał się.
— Dziwi cię prawdopodobnie mój niezwykły strój? Czy ubrania moje znajdują się na jachcie?
— All right! Znajdziesz wszystko, co ci będzie potrzebne.
W kilka minut później lord Lister przechadzał się po pokładzie w eleganckim marynarskim stroju. Grenston sowicie wynagrodzony powrócił na swój kuter. Kłęby dymu unosiły się z dwóch kominów jachtu. Podniesiono kotwicę i kapitan Wheeler zajął swe zwykłe miejsce na mostku kapitańskim.

Tajemniczy list

W tydzień później jacyś trzej cudzoziemcy mawiali ze sobą po angielsku w jednej z małych restauracyjek Neapolu. Byli to turyści, którzy niedawno przyjechali na pokładzie prywatnego jachtu: Mister Shaw, sławny miljarder z Chicago, jego bratanek lord Robert Benting-Shaw i artysta amerykański, mister Cook z Filadelfii. Lord Lister sądził że w takim przebraniu łatwiej trafi na ślad nieszczęsnego ojca markiza Luigi. Przypuszczenie to miało uzasadnioną podstawę; wrogowie jego sądzili, że młody markiz Fenori śpi snem wiecznym w falach Tamizy.
Po spożyciu skromnego posiłku młody markiz wstał. Nikt nie poznałby go w przebraniu artysty.
— Mam jeszcze coś do załatwienia, mister — rzekł z zakłopotaniem.
— Drogi panie Cook — odparł lord, który w swym nieprzemakalnym płaszczu do złudzenia przypominał amerykańskiego milionera — nazywam się Shaw z Chicago. Proszę nie zapominać tego nazwiska. Nie mogę ci pozwolić, abyś sam szedł ulicami Neapolu. Kto wie, czy nie szpiegowano nas od czasu wyjazdu z Londynu? I czy nie poznano nas pod przebraniem? Zresztą muszę otrzymać wizę w konsulacie brytyjskim.
— Drogi Listerze — odparł markiz — zrozum, że muszę...
— Czy masz się z kim spotkać?
— O nie: oczekuję listu.
— Czy nie mógłbym tego załatwić za ciebie?
— Zgoda, Shaw. Idzie mi o odebranie listu z po ste-restante przy ulicy Fabbriceri. List ten przysłała mi pewna dama, która jest całkowicie wtajemniczona w moją sprawę. Być może, że właśnie teraz dowiem się czegoś o mym ojcu.
— To jest bardziej niebezpieczne niż sądziłem — rzekł Lister. — Jeśli twoi wrogowie i prześladowcy wiedzą, że dama ta posiada twoje pełne zaufanie, nie mogę ręczyć za twoje życie. Daj mi szyfr, na jaki ten list ma być przysłany.
— „Vendetta 100“. Widzisz sam, że nie idzie tu o żadną miłostkę.
— Nawet o tym nie pomyślałem. Zresztą cóżby w tym było złego? A teraz dość picia. Tutejsze wino jest również zdradliwe, jak mieszkańcy tego kraju.
Ponieważ Finori śpieszył się, aby czemprędzej zapoznać się z treścią listu, lord Lister pożegnał się z nim i poszedł na pocztę.

Chybiony cios. Znak mafii

Lord Lister znał bardzo dobrze Neapol. Załatwiwszy sprawy paszportowe w konsulatach amery kańskim i angielskim, udał się do biura pocztowego przy ulicy Fabbriceri, aby odebrać list markiza.
Biuro było o tej porze prawie puste. Jakiś młody człowiek, w szerokim, nasuniętym na oczy, kapeluszu stał pochylony nad pulpitem do pisania tuż obok okienka, gdzie segregowano listy nadesłane na poste restante.
Na widok wchodzącego mister Shawa wzruszył ramionami i z zawiedzioną miną pozostał na swym miejscu.
Shaw wręczył urzędnikowi lira.
„Vendetta 100“ — rzekł.
Nie zdążył jednak wyciągnąć ręki po list, gdy nagle chwyciła go czyjaś ręka. Gdy zdumiony lord Lister odwrócił się, spostrzegł już w drzwiach sylwetkę człowieka, który pisał przy pulpicie.
Złodziej listu nie sądził prawdopodobnie, że poważnie wyglądający Amerykanin będzie mógł go doścignąć. Pomylił się jednak pod tym względem, gdyż lord Lister, zwolennik sportu, miał za sobą kilka poważnych nagród za biegi.
Złodziej nie zdążył przebiec pięćdziesięciu kroków, gdy lord Lister dogonił go i uderzywszy w skroń odebrał list.
— Maladetto straniero! — wykrzyknął Włoch, padając ogłuszony na ziemię.
— Wystarczy mu na dwie godziny, — pomyślał lord Lister. — Czemuż ten drab wykrada cudze listy? Czyżby sądził, że znajdują się w nim pieniądze?
Nie zwracając nań dalszej uwagi, lord włożył list do kieszeni i skierował się w stronę restaurcyjki, gdzie oczekiwali go przyjaciele.
Popołudnie grudniowe było słoneczne i ciepłe.
Ciepło to dawało się srodze we znaki lordowi, który dla upodobnienia się do mister Shawa, prócz nieprzemakalnego płaszcza dźwigał na sobie olbrzymi wypchany powietrzem, gumowy brzuch.
Nagle uczuł uderzenie w okolicy piersi. Zachwiał się.
— Vendetta della Maffia! — rozległ się głos.
W tej samej chwili dał się słyszeć przeciągły syk uchodzącego z gumowego worka powietrza. Ostrze sztyletu ugodziło w kauczukową powierzchnię z jego sztucznego brzucha. Nie stracił przytomności umysłu, Poznał odrazu tuż obok siebie młodego Włocha z urzędu pocztowego. Uderzył go silnie w ramię ì wytrącił mu z ręki sztylet o błyszczącym ostrzu.
Włoch padł na kolana i ruchem pełnym przełażenia wyciągnął obie ręce.
— Misericordia, signore! — jęknął.
Przesądny Sycylijczyk przeraził się nie na żarty, widząc, że sztylet jego nie wyrządził najmniejszej! szkody człowiekowi, którego wielki brzuch kurczył się stopniowo w jego oczach.