Strona:PL Lord Lister -09- Fatalna pomyłka.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
3

ludzi chwyciło inżyniera za ręce, uniemożliwiając każdy ruch.
— Zbyteczne wykręty... Wiemy, że jesteś Raffles!
— Ja — Raffles? Ależ panowie, potraciliście wszyscy głowy!
— Bez kłamstw! — odparł Baxter surowo. — Zbliżyłeś się do kasy w sposób, który zdradził twoje zamiary.
— Oczywista! Kasa ściągnęła na siebie moją uwagę.
— Ach tak? Chciałeś poznać konstrukcję zamka?
— Naturalnie. Czy to coś złego?
— Czemu jednak interesujesz się tak kasami, ptaszku?
— Ponieważ jestem reprezentantem fabryki kas ogniotrwałych.
Nie zdołał jednak przekonać ani inspektora, ani Hoppa. Policjanci odprowadzili więźnia do sąsiedniego pokoju; mimo jego protestów, postanowili odstawić go do komisariatu.
Lokaj wszedł powtórnie do gabinetu, tym razem nie dając karty.
— Franz Werner pragnie mówić z panem Hoppem.
Przemysłowiec zmarszczył brwi.
— Franz Werner, robotnik, którego wydaliłem: Czego on chce, Niech wejdzie!
Jeden z policjantów pozostał wraz z uwięzionym, pozostali zaś powrócili na swe stanowiska w gabinecie.
Baxter chciał mieć czyste sumienie. Nie był całkiem pewien, czy zatrzymany młody człowiek jest Rafflesem. Dochodziła czwarta. Raffles mógł jeszcze nadejść.
Starzec, który przekroczył progi biura, był zgarbiony i siwy. Zdziwił się niezmiernie na widok policjantów, stojących dokoła kasy.
Franz Werner liczył tyleż lat co Hopp. Jakaż jednak różnica była między tymi ludźmi!
Człowiek za biurkiem miał około siedemdziesiątki. Trzymał się jednak prosto, a blond broda okalała jego różowe policzki.
Werner natomiast robił wrażenie zgrzybiałego starca.
— Przyszedłem prosić — rzekł drżącym głosem — aby pan zmienił swą decyzję w stosunku do mnie.
Przemysłowiec podskoczył na krześle.
— Nie chcę nic o tym słyszeć! Kto pozwolił pań skiej córce flirtować z moim synem. Idź pan do diabła! Gdybym mógł, kazałbym pana wyszczuć stąd psami.
Oczy starca zabłysły.
— Czemu jest pan tak surowy względem mego dziecka? Nie mam zamiaru brać jej tu w obronę, ale większą winę ponosi pański syn. Powinien wiedzieć, że...
— Proszę innym tonem mówić o moim synu. — zagrzmiał Artur Hopp.
Tego było już za dużo biednemu robotnikowi, który przepracował w fabryce dwadzieścia cztery lata.
— Co takiego? Jeśli dziewczyna z ludu jest piękna jak dzień, nie może się opędzić takim gogusiom, jak pański syn. Moja córka szczerze pokochała pańskiego syna. Spostrzegła jednak, do czego zmierzają jego czułe słówka. To on jest uwodzicielem! Ja przyszedłem tu nie z żadną prośbą, a z oskarżeniem! Ponieważ córka moja mu nie uległa....
Artur Hopp przerwał mu. Trząsł się cały z wściekłości. Jeszcze nikt dotąd nie przemawiał do niego w podobny sposób.
— Proszę wyjść — krzyknął. — Bo inaczej wypędzę, jak psa!
Franz Werner skinął głową.
— Miałem nadzieję, że rozmowa nasza przybierze inny obrót. Straciłem pracę. Nie mam znikąd nadziei!
Zwrócił się do policjantów i ze łzami w oczach opuścił gabinet.
W salonie spotkał eleganckiego młodzieńca, który przez uchylone drzwi obserwował całą scenę.
— Cóż stary, nie dobrze poszło? — zapytał z gorzkim uśmiechem. — Poczekajcie jednak cierpliwie trzy dni, a odzyskacie utracone miejsce.
Robotnik spojrzał ze zdumieniem na nieznajomego.
— Mister Hopp prosi — rzekł do młodzieńca lokaj.
Młody człowiek zdjął rękawiczki. Oczy policjantów skierowały się ku niemu. Wyciągnął rękę do przemysłowca.
— Z mojej karty wizytowej dowiedział się pan, że jestem detektywem. Policja francuska poleciła mi za wszelką cenę doprowadzić do zaaresztowania Rafflesa. Władze przyrzekły mi dwadzieścia tysięcy franków nagrody, nie licząc nagród przyobiecanych mi przez banki i instytucje prywatne. Zameldowałem się w „Central Office“ i miałem zaszczyt przedstawić panu me dokumenty...
Detektyw Mouris rzucił okiem w kierunku policjantów.
— Widzę, że przedsięwziął pan należyte środki ostrożności, aby Raffles spotkał się z odpowiednim przyjęciem. Panie inspektorze — zwrócił się do Baxtera. — W Centrali poinformowano mnie, że zabrał pan ze sobą czterech policjantów. Gdzie jest czwarty?
Detektyw zadał to pytanie z takim spokojem i taką pewnością siebie, że nie sposób było nie odpowiedzieć.
— Zatrzymaliśmy pewnego osobnika — odparł Baxter. — Nie jesteśmy jednak pewni, czy to Raffles. Jego zachowanie wydało nam się podejrzane...
Detektyw Mouris udał zdziwienie:
— Więc go już macie? Ach, inspektorze, byłby to najwspanialszy pański wyczyn! Czy mógłbym obejrzeć tego zucha? Z przyjemnością, panie Mouris, odparł Baxter, prowadząc detektywa do sąsiedniego pokoju.
Detektyw Mouris oparł się mocno oburącz o biurko i, niepostrzeżony przez nikogo, ściągnął zręcznie w mankiet książeczkę czekową firmy „Hopp i S-ka“. Cztery czeki in blanco podpisane już były przez przemysłowca.
— Czy rozpoznał pan w zatrzymanym Rafflesa? — zapytał Hopp niespokojnie.
— Może pan nie mieć żadnych co do tego wątpliwości! To Raffles, muszę natychmiast wysłać telegram do pism paryskich o schwytaniu bandyty.
Inspektorze Baxter, jest pan bohaterem dnia!
— Dziękuję za uznanie — odparł Baxter ze skromnym uśmiechem.
Detektyw Mouris wyjął z kieszeni zegarek.
— Do licha! Wpół do piątej! — zawołał. — Muszę śpieszyć się na pocztę. Proszę mi wybaczyć! Wracam za chwilę.
Woźny otworzył mu na dole drzw..