Strona:PL Lord Lister -08- Kradzież w wagonie sypialnym.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
13

mi. Ani z boku, ani z góry nie widać było żadnego otworu. Raffles zniknął bez śladu. Wściekły, klnąc na czym świat stoi, Baxter począł wycofywać się tyłem z podkopu. Nowa niespodzianka oczekiwała go, gdy wrócił do skarbca bankowego. Na podłodze w korytarzu leżała Adrianna i policjant, skrępowani mocnymi sznurami. Mundur policjanta i czapka jego znikły bez śladu. To Hopkins dokonał tego rabunku, zbierając do swej kieszeni rezultaty wyczynu Rafflesa. Wykorzystał moment, gdy Adrianna i policjant, pochyleni nad otworem z zapartym oddechem śledzili ruchy Baxtera. Skoczył na nich z tyłu i związał ich sznurami, przygotowanymi dla Rafflesa. Napełniwszy swe kieszenie skarbami zabranymi ze schowka, włożył na siebie mundur policjanta, jego czapkę i wyszedł z banku, nie wzbudzając niczyich podejrzeń.
Tymczasem Raffles, odgrodziwszy się od pogoni z trudem posuwał się naprzód. Nagle z ust jego wydarł się krzyk przerażenia: Przejście kończyło się nagle. Raffles zrozumiał, że musiał nastąpić tu jakiś wstrząs, który spowodował obsunięcie się sklepienia. Być może spowodował to on sam, wyjmując przed chwilą kilka wiązadeł.
W mgnieniu oka Raffles zdjął perukę i sztuczną brodę. Z trudem ściągnął z siebie marynarkę i kamizelkę. Przejście było tak wąskie, że ledwo mógł wyciągnąć ręce. Cierpliwie począł odrzucać za siebie ziemię, garść po garści. Bez przyrządów jednak praca posuwała się niesłychanie wolno. Liczne kamienie znajdujące się w ziemi raniły mu dłonie. Lister czuł, że siły jego są już na wyczerpaniu. Powietrze stawało się coraz gęstsze. W skroniach szumiało, ogarniało go wielkie zmęczenie.
Prawa natury zwyciężyły. Lord Lister zemdlał.


∗             ∗

Stan ten nie trwał zbyt długo. Po paru chwilach lord Lister ocknął się i z nową energią przystąpił do dzieła. Po kwadransie zdał sobie jednak sprawę, że w ten sposób nigdy nie dojdzie do celu. Zgasił latarkę elektryczną, obawiając się zostać bez świa tła. Zapalił ją na krótko, chcąc zorientować się, jak daleko posunął się w swej pracy. Nagle jakiś błyszczący punkt ściągnął na siebie jego uwagę. Ku wielkiej swej radości spostrzegł kilof, zostawiony tam prawdopodobnie przez Hopkinsa. Teraz praca poszła raźniej. Zdołał już wykopać przejście liczące przeszło metr długości, gdy nagle kilof natrafił na coś twardego. Uderzył raz jeszcze! Odpowiedział mu głuchy dźwięk, jak gdyby pod spodem znajdował się jakiś pusty wewnątrz przedmiot.
Lord Lister rozszerzył jeszcze trochę otwór. Twardy przedmiot okazał się szeroką cementową rurą kanalizacyjną. Raffles nie wahał się. Potężnym uderzeniem kilofa rozbił rurę. Powrócił do korytarza podziemnego, nałożył na siebie z powrotem marynarkę i kamizelkę i upewnił się, że pieniądze oraz list znajdują się na swym miejscu. Następnie wślizgnął się do rury.
Po kwadransie posuwania się naprzód w cuchnącej wodzie, Raffles ujrzał z radością sine światło u końca rury. Szybko podążył w kierunku tego światełka i wkrótce znalazł się u stóp długiej żelaznej drabiny. Na górze widniał okrągły otwór, przez który robotnicy czyszczący kanały wchodzili każdego ranka.
Pozostawała mu teraz jedna trudność do przezwyciężenia: Musiał wyjść przez nikogo nie spostrzeżony.
Tym razem przypadek przyszedł mu z pomocą W zagłębieniu obok drabiny ujrzał kompletny ekwipunek robotnika kanalizacyjnego. Szybko naciągnął wysokie buty i nieprzemakalny kombinezon.
W tym stroju wydostał się na powierzchnię. Zbliżył się do policjanta i tłumacząc się nagłym zasłabnięciem poprosił go o zatrzymanie przejeżdżającej taksówki.
W taksówce zdjął z siebie cuchnące ubranie i aby nie wzbudzać podejrzeń szofera wyskoczył w ruchu.
W papierku znalazł szofer dwa funty sterlingi, które go sowicie wynagrodziły za jazdę i za zanieczyszczenie taksówki.

Nieuczciwy gracz

Nazajutrz lord Lister w towarzystwie nieodłącznego Charleya Branda udał się na stację. Miał zamiar powrócić do Paryża, aby tam zasięgnąć wiadomości o biednym Bastienie Covour, którego przejechał w czasie swej szaleńczej jazdy.
— Mam nadzieję, że spotkam tam również Yori Redżeba, owego Hindusa, dzięki któremu udało mi się wyjść niepostrzeżenie z pociągu. Mówił mi, że ma w Paryżu krewnych, u których zostawił część swego bagażu. Znam ich adres i od nich nie trudno będzie się dowiedzieć, czy Redżeb odzyskał swoje pieniądze.
Tak rozmawiając, lord Lister i Charley Brand doszli do dworca. Ponieważ mieli jeszcze kwadrans czasu do odejścia pociągu, udali się do bufetu. Nagle nazwisko „Redżeb“, wymówione przez kogoś przy sąsiednim stoliku, doszło do ich uszu.
Wymówił je wysoki człowiek o czerwonej twarzy i donośnym głosie. W swym palcie kraciastym i z dużą lornetą przewieszoną przez ramię, robił wrażenie właściciela stajni, który większą część swe go życia spędza na polu wyścigowym. Myliłby się jednak ten, ktoby wziął pana Carlsona za właściciela stajni. Ongiś posiadał wprawdzie kilka koni całkiem średniej klasy, dzięki którym wygrał sporo pieniędzy. Sprzedał je jednak, aby oddać się całkiem innemu zajęciu, a mianowicie handlowi diamentami.
Z dawnych czasów zachował jeszcze pewne znajomości i stosunki na torze wyścigowym, gdzie zjawiał się teraz tylko w charakterze gracza.
Mister Carlson pochłonięty był całkowicie rozmową z małym człowieczkiem o twarzy starca, a korpusie dziecka.
Mister Noirett stanowił typ idealnego dżokeja.
— Yori Redżeb? — Czy to nie ten sam Hindus, który sprzedał panu ostatnio za osiem tysięcy funtów diamenty?
— Tak jest. Ale w tej samej chwili przegrałem siedem tysięcy funtów na wyścigach. Ażeby zapłacić przegraną musiałem natychmiast sprzedać kamienie z dużą stratą. Redżeb domagał się natychmiastowej zapłaty. Zwlekałem jak mogłem. Wreszcie cierpliwość jego się wyczerpała i, jak mnie zawiadomił jeden z mych agentów, ma przyjechać lada chwila osobiście do Londynu. Wobec tego wolę uniknąć tego spotkania. Posiadam z całego majątku zaledwie cztery tysiące funtów i nie zależy mi