Strona:PL Lord Lister -07- Włamanie na dnie morza.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

A więc udało się tylko odnaleźć okręt?
— Tak jest. Sam byłem na rufie statku. Wybuch kotła przeciął statek prawie na dwie części, które ledwo trzymają się razem. Żelazne belki są poskręcane jak słabe sznurki. Zwały szczątków i ruin utrudniają dostęp do kabin.
— Kiedy zamierza pan wyruszyć po raz wtóry?
— Przy następnym odpływie morza. Będziemy pracować nocą, przy elektrycznym świetle. Niedługo przy pełni księżyca będziemy mieli przypływ.
Kapitan Brown w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie.
— Mam pana za rozsądnego człowieka, mister Ferguson — rzekł śmiejąc się — proszę nam zaufać. Zrobimy wszystko, co tylko będzie w naszej mocy.
— Wierzę panom w zupełności. Jeśli będzie coś nowego, proszę mi dać znać do hotelu.
Z tymi słowy mister Ferguson opuścił okręt. Kapitan Brown i mister Edmonds, szef sekcji nurków, przechadzali się po pokładzie. Nagle jeden z marynarzy zameldował kapitanowi, że jakiś człowiek pragnie z nim mówić. Był to Włoch, źle mówiący po angielsku. Robił nader dobre wrażenie.
— Dowiedziałem się, że mister Edmonds poszukuje nurków do ciężkiej roboty. Przyszedłem zaofiarować swoje usługi.
— Czy jest pan zawodowym nurkiem?
— Nie, signor. Pracowałem jednak przez czas dłuższy w Szwajcarii, przy budowie tunelu. Jestem przyzwyczajony do silnego ciśnienia. Mogę równie dobrze pracować pod wodą w znacznej głębokości.
— Zrobione. Takich ludzi nam trzeba. Pracy tej nie jest trudno się nauczyć, w dwa dni będzie pan umiał dość. Czy chce pan zrobić próbę w przystani?
— Tak jest, signor.
— Well! Chodźmy więc. Jak się pan nazywa?
— Cassati Dinapoli, z Neapolu.
Mister Edmonds pożegnał kapitana i zabrał Włocha ze sobą do szkoły nurków.


∗             ∗

W dwa dni później statek ratowniczy wyruszał w stronę Eddystone. Mister Edmonds stał wraz kapitanem Brownem na mostku kapitańskim. Cassati, nowy nurek, rozmawiał wesoło z dwoma kolegami
— Czy nasz nowy Włoch będzie nurkował? — zapytał Brown, wskazując na Cassatiego.
— Będzie próbował — odparł mister Edmonds — Pali się do tego okrutnie. Jeszcze nigdy nie spotkałem podobnego zucha. Ma potężną klatkę piersiową i jest ogromnie wytrzymały. Nie zdziwiłbym się, gdyby on właśnie wykrył skrzynię ze złotem.
— Nigdy nie miałem zbyt wielkiego przekonania do Włochów — rzekł Brown — Muszę jednak przyznać, że ten jest wyjątkiem — Czy ma pan zamiar sam nurkować po raz wtóry?
— Tak, kapitanie. Jest to konieczne. Zaledwie czterech ludzi, licząc wraz ze mną, może podołać tej pracy.
— Goddam! — zaklął kapitan Brown i rzucił się do tuby. — Zatrzymać! — krzyknął mechanikowi. — Pół obrotu! — wrzasnął w stronę sternika.
Rozkaz został wypełniony i statek opisał wielki łuk.
— Czy on oszalał? — rzekł kapitan czerwony ze złości — Czemuż ta skorupka chce nam przeciąć drogę?
Mała barka zbliżyła się do statku. Miało się wrażenie, że istotnie pragnie mu stanąć w poprzek drogi. Chcąc nie chcąc, kapitan Brown zmuszony był do wykonania zwrotu.
— Od czasu gdyśmy wyruszyli na poszukiwania, całe tłumy żaglówek, motorówek i statków parowych idą naszym śladem. Strażnik latarni morskiej mógłby śmiało założyć oberżę — tylu ostatnimi czasy ma gości. Gdybyż przynajmniej ci intruzi umieli prowadzić swoje łódki! Ale z nimi ma się tylko same kłopoty! Oto jak zdarzają się wypadki! A potem zawsze ponosi winę kapitan!
W chwili, gdy nikła łupinka podpłynęła pod sam statek, Cassati przechylił się przez burtę i zawołał:
— Per Dioo, signor. Jak można być tak nieostrożnym?
Człowiek w barce, w którym bez trudu można było rozpoznać Charleya Branda, wykonał nagły zwrot sterem i zawołał wesoło:
— Udało mi się wyprowadzić w pole tego wilka morskiego. Teraz wiem przynajmniej, że Edward jest na pokładzie.


∗             ∗

Statek ratunkowy zarzucił kotwicę o kilkaset metrów od Eddystone. Niedaleko od tego miejsca kołysała się na falach olbrzymia boja, wskazująca miejsce zatonięcia Tasmanii.
— Będę musiał zwrócić się do policji o pomoc — rzekł kapitan Brown, na widok tłumów uwijających się łodzi. — Trzeba wysłać kilku marynarzy, aby utrzymali całą tę hołotę na odpowiednim dystansie.
Mister Edmonds zgromadził dokoła siebie swych ludzi. Na pokładzie ustawiono wielką pompę powietrzną. Dwaj nurkowie wkładali swe stroje. Przerzucono przez burtę drabinę, której szczeble dolne ginęły w morzu. Mister Edmonds chciał dać nurka razem Cassatim, którym był, jak nietrudno się domyśleć, lord Lister. Nurkowie byli gotowi. Włożono im ciężkie kaski ze skóry i nieprzemakalne kombinezony. Ciężko zstępowali po stopniach schodów; na nogach mieli podeszwy z ołowiu.
Dwóch ludzi pracowało przy powietrznej pompie. Trzeci wrzucił do wody rurę z powietrzem. Obydwaj nurkowie zaopatrzeni byli w lampy elektryczne, siekiery, piły i noże. Tak uzbrojeni zniknęli w falach morskich.
Po upływie pół godziny pierwszy z nich dał sygnał że chce wyjść. Wyciągnięto go natychmiast. Marynarze czym przędzej oswobodzili go z ciężkiego ubrania. Człowiek, bardzo czerwony na twarzy, wyciągnął się w fotelu i odetchnął pełną piersią. Był kompletnie wyczerpany.
W kilka minut później powtórzyła się ta sama historia z drugim nurkiem. Ten był mniej zmęczony. Wedle jego twierdzenia nie można było nawet marzyć o przedostaniu się do kabin, ponieważ dostęp do nich był całkowicie zawalony połamanym żelaztwem i szczątkami okrętu. Wówczas mister Edmonds i Cassati poczęli się przygotowywać do zejścia. Mister Edmonds wszedł pierwszy do wody, Włoch zaś poszedł jego śladem.
Edmonds wskazał na połyskujące jasno dno morskie. Roiło się ono od tysięcy krabów i dziwacznych ryb. Nurkowie posuwali się zwolna wzdłuż kadłuba statku. Ponad halą maszyn widniała wielka wyrwa, prawdodopodobnie w miejscu zderzenia. Przez tę wyrwę można się było dostać do kabin położonych na dziobie okrętu. Lord Lister wiedział jednak z planów, które przestudiował dokładnie, że skarb znajdował się w kabinie położonej na rufie, pod pokładem. Zdecydowany był za wszelką