Strona:PL Lord Lister -02- Złodziej kolejowy.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

mnie pozbędziesz, to omyłka. Złodziej nie boi się złodzieja!
— Czy pan oszalał?
— Chcę zatrzymać pociąg — krzyknął bankier. — Ani kroku dalej, bo strzelam!
— To ja zatrzymam pociąg — zaśmiał się nieznajomy — Nie chcę podróżować w jednym przedziale z osobnikiem silnym, jak tur, i mającym w każdej kieszeni po rewolwerze. Ponadto przyznał się pan do posiadania chloroformu...
W tej samej chwili nieznajomy otworzył okno i pociągnął za hamuulec. Rozległ się ostry gwizd lokomotywy, zajęczały hamulce i pociąg zatrzymał się w szczerym polu.
— Na pomoc, na pomoc! — krzyczał przez okno.
— Co się stało? — urzędnicy kolejowi wtargnęli do przedziału.
Felix Meyer-Wolf, który przy nagłym wstrząsie pociągu upadł na ziemię, leżał nieruchomo. Nieznajomy stał spokojnie i odparł pewnym tonem:
— Ten człowiek chciał mnie napaść. Ma przy sobie dwa rewolwery i chloroform. Moim zdaniem jest to niebezpieczny złodziej kolejowy, usypiacz, którego poszukuje policja.
Kolejarze rzucili się na zemdlonego bankiera i wyciągnęli go z przedziału.
— Toż to złodziej — usypiacz — zawołali na widok jego cienkiej bródki i śladów po ospie.
Mimo protestów, umieszczono go w osobnym przedziale. Dwuch kolejarzy z rewolwerami w ręce usiadło naprzeciwko, nie spuszczając zeń oka. Na pierwszej stacji przekazano go władzom policyjnym i umieszczono w więzieniu. Nazajutrz zaprowadzono go przed oblicze sędziego śledczego.
Sędzia śledczy, młody człowiek około lat trzydziestu, zmierzył go nieufnym spojrzeniem. Odczytał długą listę zarzucanych mu przestępstw i zapytał, czy przyznaje się do winy.
— Nazywam się Felix Meyer-Wolf — odparł sędziemu — Nigdy w życiu nie popełniłem kradzieży kolejowej.
— W jaki sposób może pan dowieść, że istotnie nosi pan to imię?
— Jak? bardzo zwyczajnie: w portfelu znajdują się moje papiery.
Sędzia śledczy otworzył paczkę, w której znajdowały się rzeczy, odebrane bankierowi. Wyciągnął z niej zielony portfel i zaczął przeglądać jego zawartość. W miarę czytania na twarzy jego pojawił się wyraz zaciekawienia.
— To istotnie niezwykłe... Rozumiem, że miał pan wszelkie powody, aby ukryć przed władzami swe właściwe nazwisko.
Tymczasem bankier spostrzegł z przerażeniem, że sędzia trzyma nie jego portfel. Jego bowiem był z czerwonej skóry, podczas gdy portfel trzymany przez sędziego śledczego był zielony.
— To nie mój portfel!
— Oczekiwałem tego oświadczenia — zaśmiał się sędzia. — Nic panu to nie pomoże. Funkcjonariusze kolejowi znaleźli go przy panu.
— To nie mój portfel — krzyknął bankier — mój mi zabrano i ten włożono do mojej kieszeni.
— Proszę się uspokoić — zagrzmiał sędzia — i nie rzucać mi tu podejrzeń na urzędników! Czy utrzymuje pan, że dla zabawki zabrali panu portfel i dali inny? Świetna wymówka! Czy mam panu powiedzieć, kim pan jest naprawdę?
— Proszę wezwać konsula angielskiego — rzekł bankier.
— O tym po tym. Sądząc z akcentu nie jest pan Anglikiem a Niemcem.
— Jestem Anglikiem. Przed dwoma laty opuściłem Berlin i osiedliłem się w Londynie.
— I od tego czasu teroryzuje pan świat, jako drugi Raffles?
Meyer-Wolf zaniemówił.
— Raffles? przecież to on skradł mi milion funtów sterlingów.
— Dość tego! — twarz sędziego oblała się purpurą. — Nie jestem angielskim sędzią, który dzięki swej łatwowierności mógł uwierzyć we wszystkie dotychczasowe blagi. Wprowadzić świadków, — rzekł do woźnego.
Do gabinetu sędziego wszedł jakiś nieznajomy, na widok którego bankier znieruchomiał.
— Jak się pan nazywa? — zapytał sędzia śledczy.
Cudzoziemiec wyciągnął z kieszeni papiery i położył je na biurku sędziego śledczego.
— Nazywam się Felix Meyer-Wolf. Oto moje dokumenty, panie sędzio.
— To są moje dokumenty — krzyknął bankier — zostały mi skradzione przez tego właśnie osobnika.
— Spokój! — sędzia zmierzył go ostrym spojrzeniem i stuknął ołówkiem w biurko.
— Proszę opowiedzieć raz jeszcze cały przebieg zajścia — rzekł, zwracając papiery nieznajomemu.
— Wsiadłem we Florencji do przedziału pierwszej klasy — rozpoczął swe opowiadanie świadek, podający się za Felixa Meyer-Wolfa. — Uczyniłem to dlatego, ponieważ miałem przy sobie większą sumę pieniędzy. Byłem zmęczony i nie mogłem opanować senności. Sen mój jednak nie był zbyt mocny i nagle poczułem słodkawy a odurzający zapach, który począł na mnie oddziaływać. Zerwałem się, odepchnąłem człowieka, stojącego tuż obok mnie i pociągnąłem za hamulec.
— Doskonale! — rzekł sędzia śledczy. Czy poznaje pan tę buteleczkę?
Wyciągnął z paczki buteleczkę z chloroformem i okazał ją bankierowi. Bankier całkowicie stracił głowę. Sądził, że kłamstwem uda mu się wywikłać z matni.
— Nie, nie poznaję — odparł.
Odpowiedź ta okazała się fatalną w skutkach. Wprowadzono nowego świadka, w którym bankier poznał odrazu aptekarza.
— Signor Spraghetti — zapytał sędzia — Czy zna pan tego człowieka?
— Tak — odparł świadek — Ten człowiek kupił u mnie wczoraj flaszeczkę chloroformu. Miał receptę lekarza.
— Czy jeszcze teraz ośmieli się pan kłamać? Czy przyznaje pan, że flaszeczka ta należy do pana?
— Tak, kupiłem ją bo miałem ból zębów, — odparł bankier złamanym głosem. Sędzia śledczy roześmiał się głośno.
— Bezczelność połączona z głupotą — rzekł. — Odprowadzić go i mieć go na oku. Mimo protestów bankier został zamknięty w celi.
Tymczasem cały szereg świadków przesunął się przed sędzią śledczym. Kelner z restauracji opowiedział dokładnie przebieg rozmowy swojej z bankierem podczas obiadu. Z iście południowym temperamentem przejaskrawił i przekręcił wszystkie fakty. W jego relacji bankier o mało nie zemdlał, czytając opis popełnionych przez siebie kradzieży. Następnie zeznawał fryzjer, który stwierdził, że ban-