Strona:PL Lord Lister -01- Postrach Londynu.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Naprzód chłopcy, tym razem nam nie umknie! Okrążymy go w jego własnej jamie. Jeszcze przed wieczorem wpadnie w nasze ręce!
Przy bramie Scotland Yardu Marholm zwrócił się do komisarza Baxtera.
— Uważa mnie pan za złego detektywa... Temniemniej jednak uważam za swój obowiązek zwrócić panu uwagę na rzecz, która pana specjalnie winna interesować. Wiem, że godzinę temu reprezentant Towarzystwa Asekuracyjnego złożył panu wizytę. Należałoby, zdaniem moim, zawiadomić przede wszystkim Towarzystwo, aby nie czyniło żadnych wypłat lordowi Listerowi, alias Johnowi Raffles aż do momentu otrzymania nowego rozkazu w tym względzie.
— Do pioruna! — zawołał Baxter — biegnąc z powrotem. — Ma pan rację — zapomniałem o tym zupełnie. Biegnę do telefonu. Chodź pan razem ze mną! Jakkolwiek połączenie otrzymał prawie natychmiast, Baxter doznał nowego niemiłego rozczarowania. Dowiedział się, że Raffles ubiegł go znowu i że Towarzystwo zdążyło mu już wypłacić premię ubezpieczeniową. Zły i zdenerwowany, komisarz wrócił do grupy agentów, oczekujących nań i auto ruszyło pełnym gazem w stronę Regent’s Parku.
W tym samym czasie lord Lister obojętny na czyhające niebezpieczeństwo — w gabinecie swym kończył pakowanie walizek. Lokaj miał właśnie włożyć bieliznę do sporego kufra, gdy wszedł Charles Brand. Sekretarz zdjął palto i kapelusz. Lord Lister spoglądając na otwarty kufer zdawał się zastanawiać przez chwilę.
— Nie, zdecydowałem się nie zabierać z sobą tego kufra, — rzekł półgłosem — byłoby to z mej strony wielkim błędem.
— Przyda się w podróży niewątpliwie, — zauważył Brand — Nie zechcesz przecież obywać się bez najpotrzebniejszych rzeczy?
— Czemu nie? — odparł lord Lister. — Ten kufer stanowiłby dla mnie tylko kulę u nóg. Trzeba się nieustannie troszczyć o swój bagaż. Traci się cenny czas, który można rozsądniej zużytkować. Mając pieniądze, dostanę wszędzie to, czego mi potrzeba. Nie chcę dźwigać martwego ciężaru...
Instynkt mówi mi, — rzekł następnie do Branda — nie powinienem opuszczać Anglii, a w każdym razie zie chwilowo teraz. Mam tu jeszcze wiele do roboty. Uważam Londyn za miasto dające najwięcej możliwości ze wszystkich miast świata.
A następnie dodał:
— Słuchaj przyjacielu. Pojedziesz na Victoria Station i poczekasz na mnie przed kioskiem z gazetami. Nie zmienię planu: jedziemy pierwszym pociągiem.
— Czemu nie mogę zostać i pojechać z tobą na stację? — zapytał Charly.
Lord Lister spojrzał swemu przyjacielowi prosto w oczy:
— Drogi Charly — rzekł — w ciągu sześciu miesięcy, które spędziłeś przy mnie — nauczyłem się cenić ciebie, jako najlepszego i najwierniejszego towarzysza. Nie chcę więc mieć przed tobą żadnych sekretów.
Zaciągnął się dymem papierosa:
— Widzisz Charly — ciągnął dalej — pieniądze, które wydaję na przyjemności i na życie na szerokiej stopie, jak to przystoi gentlemanowi mego stanu, sumy łożone na pomoc niesioną nieszczęśliwym i wydziedziczonym — wszystko to płynie z jednego niewyczerpanego źródła: źródłem tym jest moja własna głowa!
Lord Lister zamilkł i zapalił nowego papierosa. Charles Brand spoglądał na niego z oczekiwaniem, pełnym niespokojnej ciekawości.
— Nie rozumiem, Edwardzie? — rzekł wreszcie. — Mówisz że źródłem twej fortuny jest twoja głowa, twój mózg. Mimo to nie widziałem jeszcze nigdy, abyś uprawiał jakieś zajęcie zarobkowe. Może mi zechcesz wytłómaczyć, w jaki sposób można nic nie robiąc dojść do bogactwa?
— Oczywista, że ci na to odpowiem — odparł, strącając popiół z papierosa i zbliżając się do swego przyjaciela:
Raffles i ja to jedno!
Młody człowiek otworzył szeroko oczy, jakgdyby nagle ujrzał ducha.
— Żartujesz, Edwardzie? — rzekł z niedowierzaniem.
— O nie. Jestem tym, który przeszło od roku usiłuje pod pseudonimem Rafflesa przywrócić zachwianą równowagę pomiędzy klasą posiadaczy, a ludźmi umierającymi z głodu.
— Czy to może być prawdą? — spytał Charles. Twarz jego wyrażała powątpiewanie.
— Daję ci słowo honoru — oświadczył lord Lister — że ja jestem Rafflesem.
— Więc jakżeś mógł... Nie jestem w stanie pojąć... Wydaje mi się to bajką z Tysiąca i Jednej Nocy... Jak żeś do tego doszedł?
— Bardzo zwyczajnie. Mój ojciec i matka zostali ograbieni z całego ich majątku przez jakiegoś łotra, spekulującego na giełdzie londyńskiej. Młodość moją spędziłem w najokrutniejszej nędzy. Zrozpaczony ojciec popełnił samobójstwo, gdy tymczasem ów nędznik zaprzęgał poczwórne konie do karety, rozjeżdżając po naszych parkach i włościach. Wyzuł nas również z posiadania starego zamku w Szkocji. Majątek swój zrobił na nędzy nieszczęśliwych i na oszustwach. Niestety, prawo nie potrafiło obronić ojca mego przed tego rodzaju zbrodniarzem. Dowiedziałem się wówczas, że istnieje cała horda bandytów i łotrów, którzy dzięki podstępnym spekulacjom pozbawiają mienia tłumy nieszczęśliwych, Dowiedziałem się, że biedni prowadzą żywot nędzny i ciężki, podczas gdy te pijawki pławią się w bogactwie i pozwalają sobie na wyszukane przyjemności. Postanowiłem wówczas sam jeden i bez niczyjej pomocy sprzeciwić się temu stanowi rzeczy i zwrócić szczodrą ręką wydziedziczonym ich zagrabiony majątek. A teraz Charly, chcę ci zadać jedno pytanie: Czy chesz pomóc mi w tej walce? Czy czujesz się na siłach?.. Mów śmiało... Wiesz, że cenię szczerość.
Nie wahając się młody człowiek ścisnął wyciągniętą ku niemu dłoń i oświadczył pewnym głosem:
— Nic mnie nie zwróci z raz obranej drogi. Cokolwiekby się stało, zawsze zostaję przy tobie i to co ty czynić będziesz, uważać będę za dobre i słuszne.
— Zgoda — rzekł młody lord, skinąwszy głową. — Byłem tego pewien, słuchaj więc dalej: Po drodze na Victoria Station wstąpisz do siedziby Armii Zbawienia, zostawisz tej szlachetnej instytucji anonimowo 5000 funtów. Dalsze 5000 zaofiarujesz w Centrali domów sierot i żłobków dla podrzutków. Resztę zachowasz dla mnie. Nigdzie nie podawaj mego nazwiska i nie żądaj pokwitowań. A teraz idź już, mój drogi, i oczekuj mnie w umówionym miejscu.
Charly sprawdził, czy włożył portfel z banknotami do właściwej kieszeni. Obydwaj mężczyźni jeszcze raz wymienili gorący uścisk dłoni i nowy