Strona:PL Lord Lister -01- Postrach Londynu.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
17

adiutant Tajemniczego Nieznajomego ruszył w dalszą drogę.
Lord Lister odprowadził go wzrokiem aż do drzwi, poczem zadzwonił na lokaja.
— Słuchaj, Fred — rzekł spokojnym tonem — mam zamiar wyruszyć w dość długą podróż. Powierzam ci cały mój dom. Będziesz go strzegł aż do nowych rozkazów.
— Tak jest — odparł wierny Fred z ukłonem. — Czy mam zapakować walizy?
— Nie, dziękuję — nie zabieram z sobą bagaży.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi frontowych.
— Czy pan zechce jeszcze przyjąć? — zapytał.
— Oczywiście — odparł lord Lister.
Fred pośpieszył do drzwi.
Po chwili do pokoju weszła miss Walton z dużym bukietem kwiatów w ręce.
Lord Lister zdawał się być zdziwiony i jednocześnie oczarowany jej widokiem.
— Proszę wybaczyć, milordzie, mą powtórną wizytę — rzekła melodyjnym głosem. Pozwoliłam sobie przynieść panu trochę kwiatów z powodu wyjazdu... Niechaj one świadczą o serdecznej wdzięczności, jaką żywimy dla pana wraz z matką. Z ślicznym uśmiechem wyciągnęła ku niemu naprawdę wspaniały bukiet.
Lord Lister wzruszony z kurtuazją wskazał jej miejsce no fotelu obok kominka.
— Nie będę pana długo zatrzymywała — rzekła dziewczyna z wahaniem — Widzę, że jest pan zajęty pakowaniem; nie chciałabym panu przeszkadzać. Jak to miło być musi wyjechać w daleką podróż. Od dzieciństwa marzę o zwiedzeniu dalekich krajów, o zobaczeniu południa i Włoch!
— Czy pani nigdy nie opuszczała dotąd Londynu? — zapytał lord Lister starając się podtrzymać rozmowę.
— Nie, nigdy. Muszę wyznać ze wstydem, że choć jestem Angielką, nigdy dotąd nie widziałam morza. Nie możemy sobie na to pozwolić, milordzie, jesteśmy zbyt ubogie.
— Czym był pani ojciec, jeśli wolno mi zadać niedyskretne pytanie?
— Był oficerem marynarki... Zginął w katastrofie morskiej. Nie możemy nawet pomodlić się na jego grobie. Ciało jego pochłonął ocean. Matka moja otrzymuje niewielką pensyjkę, którą podczas jej długotrwałej, bo od lat się ciągnącej choroby, musiałyśmy całkowicie zastawić. W ten sposób nie dostajemy z niej ani grosza.
— A ten wasz krewny, komisarz policji Baxter, czy nie pomaga wam w waszych strapieniach?
— To on właśnie zajął nam naszą pensję...
— Dobry krewniak! — rzekł lord Lister śmiejąc się nerwowo. — Jaki was łączy stopień pokrewieństwa?
— To siostrzeniec mojej matki... Mówiłam już panu, że ma twarde serce.
— Nie jest on ani gorszy, ani lepszy od innych egoistów. Może uda mi się odpłacić mu za to, jak postąpił względem nas.
W tej chwili rozległo się lekkie pukanie do drzwi i na progu zjawił się lokaj.
— Bardzo przepraszam milordzie... Ci agenci, którzy byli tu dziś wieczorem, zjawili się powtórnie.
Lord Lister zastanowił się przez krótką chwilę, zapalił nowego papierosa i odparł z uśmiechem:
— Mam wrażenie, że panowie ci zapomnieli tu czegoś.
— Zapomnieli czego? — powtórzył Fred — rozglądając się ze zdziwieniem po pokoju.
— Oczywista, mój przyjacielu. Zapomnieli zabrać z sobą złodzieja, którego poszukiwali.
— Jakto? Przecież go tutaj nie ma?
Fred osłupiałym wzrokiem i z odcieniem strachu rozglądał się po gabinecie. Lord Edward wybuchnął śmiechem i klepiąc go przyjaźnie po ramieniu rzekł: — On jeszcze jest tutaj, Fredzie. Nie sądzę jednak, aby zdołali go schwycić.
Zbliżył się do okna i rozejrzał się po ulicy. Usłyszał lekki odgłos gwizdka: tuzin policjantów otaczał dom.
— Osaczyli lisa — szepnął do siebie. — Dalejże — popróbujemy szczęścia. Zwrócił się do swego służącego:
— Słuchaj uważnie tego co ci powiem, Fred. Ta pani jest moją sekretarką. Jeśliby ktokolwiek o to cię zapytał, — odpowiesz w ten sposób. Dałem jej w prezencie kufer, ponieważ wyjeżdża w długą podróż. Wychodząc stąd zabierze go z sobą. Masz więc zawołać dorożkę, która zawiezie miss Walton i jej bagaże na stację. Teraz zaś powiesz tym panom, że odbywam małą konferencję ze swą sekretarką i poprosisz o chwilkę cierpliwości.
— Tak jest, milordzie — odparł stary służący i z głębokim ukłonem opuścił pokój. Zaledwie zdążył zamknąć za sobą drzwi, gdy lord Lister zbliżył się do miss Walton i ujął jej obie ręce w swoje dłonie:
— Nadszedł moment, droga panno Heleno — rzekł bardzo cicho, — gdy może mi pani oddać dużą przysługę. Wczoraj wieczorem odebrałem staremu lichwiarzowi Jamesowi Gordonowi wszelkie jego skrypty dłużne i oddałem je nieszczęsnym jego ofiarom. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ten człowiek zdradził mnie przed policją. Otrzymał on odemnie całkiem zasłużoną nauczkę... Cieszę się prawdziwie, że udało mi się wyświadczyć przysługę wielu nieszczęśliwym, których wydarłem z szponów tego wampira.
— Ma pan naprawdę szlachetne serce — lordzie Listerze. Mnie i matce mojej wyświadczył pan przysługę, której nigdy nie zapomnę. Jestem szczęśliwa, że mogę panu być w czemkolwiek pomocną.
— Musi pani zdobyć się na panowanie nad sobą, miss Heleno — dodał lord Lister. Najmniejsze wahanie z pani strony może pociągnąć za sobą moją zgubę.
— O nie, — odparła z zapałem. — Może mi pan zaufać w zupełności. Musi mi pan tylko dokładnie powiedzieć, co mam robić. Proszę mi wierzyć, że kobiety są dobrymi sojuszniczkami....
W tej chwili zapukano do drzwi... Jakiś głos gruby i zachrypnięty, w którym lord Lister poznał odrazu Baxtera, zawołał:
— Lordzie Edwadzie Lister! W imieniu prawa, proszę otworzyć!
— W tej chwili — odparł Lister... Pochylając się do ucha młodej dziewczyny, szepnął:
— Ta waliza jest dostatecznie wielka, żebym się mógł w niej zmieści... Zamknie ją pani na kluczyk, zawiezie na Victoria Station i zażąda osobnej garderoby... Tam dopiero mnie pani wypuści... Pieniędzy ma pani dosyć na opłacenie wszystkich kosztów... Jeśli policja panią zapyta, proszę powiedzieć, że rusza pani w podróż i że walizka ta stanowi pani własność. Czy pani mnie zrozumiała?
— Tak — odparła miss Walton zdecydowanym tonem...
Wzruszenie pozbawiło młodą dziewczynę rumieńców, które zwykle kwitły na jej twarzy... Była blada jak ściana i drżała ze zdenerwowania...