Strona:PL Lord Lister -01- Postrach Londynu.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12

Nic nie zakłócało głębokiej ciszy, w której pogrążony był cały dom. Najmniejszy szmer nie zdra dzał obecności detektywów.
Wielkie drzwi gabinetu zionęły ciemnością, jak czeluść głębokiej pieczary. Gdy wzrok jego przyzwyczaił się do mroku, Baxter począł rozróżniać mgli ste kontury przedmiotów. W ciszy rozbrzmiewał mo notonny odgłos wielkiego zegara. Głęboki dzwon jego wybił godzinę dziesiątą.
Nagle Baxter nadstawił uszu, wstrzymując oddech. Gdy zamilkł dźwięk ostatniego uderzenia — od strony sypialni dał się słyszeć ostrożny szelest, szelest otwieranego zamka.
Krew na chwilę zatrzymała się w żyłach i fala domysłów zalała mózg. Czyżby to było złudzenie? Wydawało się rzeczą niemożliwą, aby ktokolwiek mógł dostać się do pokoju. Zrewidował przecież wszystko i chyba jedynie w powietrzu mógłby się ukryć złodziej. Dał się słyszeć metaliczny suchy trzask: ktoś wyraźnie otwierał zamek. Momentalnie schwycił za rewolwer i zapalił elektryczną latarkę. Promień radości zajaśniał w jego oczach: „Nareszcie w potrzasku“ pomyślał przeżywając naprawdę moment silnego wzruszenia. W sypialni tuż obok żelaznej kasety znaj dował się człowiek, w eleganckim wieczorowym ubraniu, w nieskazitelnie lśniącym cylindrze i czarnej masce, która zakrywała mu twarz.
— Ani kroku dalej! — zawołał komisarz rozkazująco — Stać bo strzelam!
Zamaskowany człowiek ze swej strony podniósł rewolwer, tak, że Baxter uznał za stosowne zgasić latarkę. Ciemności bowiem strzegły go przed celnośścią strzału. Jednocześnie dał ognia. Strzał widocznie chybił, ponieważ nastąpiła rzecz całkiem niespodziewana. Zamaskowany człowiek doskoczył do rozsuwanych drzwi i zamknął je, zanim komisarz zdążył zdać sobie z tego sprawę. Zwabieni odgłosem strzału, wywiadowcy zbiegli się do gabinetu. Baxter zapalił światło:
— Mamy go nareszcie, tego wspaniałego Rafflesa! Siedzi w sypialni jak mysz w pułapce. Uwaga, chłopcy, rewolwery w ręce i naprzód!
Podbiegł do drzwi wiodących do sypialni i otworzył je szeroko.
Agenci zatrzymali się w progu. Pokój zalegały ciemności, w których błyszczały jedynie metalowe refleksy otwartej kasety. Zapalono światło. Agenci przystąpili do przetrząśnięcia łóżka i otworzenia szafy: Nie znaleziono nikogo.
— Napewno skrył się w łazience — rzekł detektyw Marholm, biegnąc do zamkniętych drzwi.
Przypuszczenie jego było prawdopodobnie trafne, gdyż drzwi łazienki zamknięte były od wewnątrz. Wspólnymi siłami detektywi rzucili się całym swym ciężarem na drzwi. Były dość silne i zamek nie ustępował łatwo. Dopiero po kilkakrotnie ponawianych wysiłkach udało im się wyważyć drzwi. Zbyteczny trud: — ani śladu złodzieja! Podczas gdy agenci, opanowani jedną tylko myślą aby czemprędzej dostać się do łazienki, nie zwracali uwagi na to co działo się w sąsiednim pokoju, — drzwi olbrzymiego flamandzkiego zegara otwarły się nagle i wyszedł z nich zamaskowany mężczyzna.
Zegar ten, jak wiadomo, stał na ścianie, dzielącej gabinet od łazienki tuż obok rozsuwanych drzwi. W tylnej ścianie zegara znajdował się tajemniczy otwór, wychodzący na łazienkę. Gdy drzwi pomiędzy gabinetem a pokojem sypialnym były otwarte, rozsuwane skrzydła wchodzące w ścianę zasłaniały otwór. Detektywi, pochłonięci poszukiwaniem złodzieja, nie spostrzegli tego mechanizmu.
Przez chwilę zamaskowany mężczyzna przyglądał się wysiłkom detektywów. Następnie zdecydowanym ruchem zasunął drzwi i zamknął je na klucz. W ten sposób został on na pewien czas oddzielony od detektywów, zamkniętych poza obrębem gabinetu. Z zimną krwią zbliżył się do kasy żelaznej, otworzył ją kluczem specjalnym, który miał przy sobie, wyjął znajdujący się w niej plik papierów i po chwili zniknął.
Zrozpaczeni wywiadowcy rozpoczęli atakowanie rozsuwanych drzwi. Wspólnymi siłami po kilku minutach udało im się wyłamać je i wyjść z zasadzki. Pomimo podniecnia, w jakim się znaleźli — stanęli nieruchomo na widok otwartej, ziejącej pustką kasy żelaznej.
— Do pioruna! — krzyknął Baxter zgrzytając zębami. — Szatan wplątał się w tę aferę! To nadprzyrodzone sztuczki. W kasie nie ma ani grosza...
Nie będzie więc trzeba spisywać protokółu zawartości. — rzucił Marholm ironicznie. Ani jeden muskuł nie drgnął w jego nieruchomej twarzy.
— Naprzód! musimy go schwytać! — krzyknął komisarz, biegnąc w kierunku drzwi wejściowych. Detektywi posłusznie wybiegli za nim. Na korytarzu natknęli się na lorda Listera, rozmawiającego z swym przyjacielem Charlesem Bran dem.
— Dobry wieczór panom! — rzekł lord Edward — Dokąd tak śpieszycie, panie Baxter?
— Czy nie widział pan Rafflesa? — krzyknął komisarz.
— Ja? skąd? — odparł lord Lister z uśmiechem. Wracam z teatru. Wstąpiłem do klubu zaledwie na kilka chwil, ponieważ chciałem wziąć udział w schwytaniu przestępcy. Czyście go złapali?
— Do licha — odparł komisarz — żarty na bok. Widziałem go tak, jak pana widzę. Był tam w pańskiej sypialni i zrabował zawartość kasety...
— Tak? Cóż dalej? — zapytał młody lord z wspaniałym spokojem. — Pozwoliliście mu panowie umknąć?..
Baxter nie odpowiedział, natomiast agent, zwany Pchłą, odparł za niego:
— Istotnie, pozwoliliśmy mu łaskawie umknąć, ułatwiwszy mu tę ucieczkę dzięki sprytnej uprzejmości naszego szefa.
— Dość żartów — wrzasnął Baxter z wściekłością. — Ten człowiek, pamiętajcie me słowa, zawarł pakt z szatanem... Jest nieuchwytny! Zdołał uciec z tego pokoju pomimo mojej czujności. Wraz z najlepszymi mymi agentami strzegłem tych drzwi — jedynego dostępu do tego pokoju, o czym pan chyba wie najlepiej. Gdy tylko spostrzegłem go w sypialni, udało mu się szybko zamknąć rozsuwane drzwi; mimo to natychmiast wdarłem się do pokoju tego wraz z mymi agentami. Podczas gdy staraliśmy się dostać do łazienki, gdzie wedle naszych przypuszczeń musiał się ukryć — powrócił cudem do pańskiego gabinetu i zamknął na klucz rozsuwane drzwi.
Co za przedziwny człowiek! Przypuszczam, że zdążył się wykąpać w między czasie? — zaśmiał się lord Edward.
O nie, proszę Pana, do tego nie doszło — wtrącił się detektyw Marholm — musiał jednak uciec przez rury wodociągowe w czasie gdyśmy go szukali w pustej łazience. Zdążył w naszej nieobecności zoperować pańską kasę żelazną i skraść całą jej zawartość.
Widzicie Baxter — zaśmiał się lord Edward — Raffles raz jeszcze dotrzymał danego słowa!