Strona:PL Lord Lister -01- Postrach Londynu.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

oraz zwycięstw w walkach francuskich. W klubie moim uważają mnie za najlepszego w szpadzie i na pistolety. Jeśliby pan chciał potrzymać między dwoma palcami pół pensa, obowiązuję się wytrącić je panu jednym strzałem, nie czyniąc przy tym nic złego.
— Bardzo dziękuję... — odpowiedział Baxter — Powtarzam panu, że nie idzie tu o pańską osobę, ale o pieniądze.
Lord Lister wskazał niedbałym ruchem na kasę pancerną.
— Całe moje pieniądze tam się znajdują. I są bezpieczne. Gdyby ktoś chciał je wykraść, natrafiłby niewątpliwie na poważne trudności.
— Mimo wszystko, jeden z najgroźniejszych złoczyńców londyńskich zamierza złożyć panu dziś wizytę i zabrać to co pan posiada cennego.
Lord Lister wybuchnął śmiechem.
— Doskonały kawał! — rzekł. — Skąd wiadomo, że ktoś zamierza mnie okraść?
Policjant przybrał ton wyższości, który szczerze ubawił Listera:
— Scotland Yard słyszy i wie wszystko. Nie bez powodu jesteśmy najlepszą policją świata.
— Co do tego nie ma wątpliwości! — rzekł młody arystokrata z odcieniem ironii.
Baxter wyczuł kpiny i odparł zdenerwowany:
— Wasza lordowska mość ma na myśli prawdopodobnie naszą ostatnią porażkę z Rafflesem, z Tajemniczym Nieznajomym? Twierdzą niektórzy, że po tym fakcie powinniśmy być nieco skromniejsi.
— Oczywista — odparł lord Edward zapalając drugiego papierosa. — Przyznaję, że ta strona waszej historii nie przysporzyła Scotland Yardowi sławy.
— Zgadzam się z panem, ale mamy tu do czynienia z genialnym przestępcą. Nawet taki geniusz jak Nick Carter nie potrafiłby z nim sobie dać radę. Nawiasem mówiąc mamy nadzieję, że schwytanie tego niebezpiecznego ptaszka nastąpi niezadługo.
Lord Lister zaciągnął się dymem swego papierosa i rzekł po chwili milczenia:
— Nie wydaje mi się, abyście mogli być tego pewni,.. Wracając do naszej sprawy, muszę przyznać, że złodziej, który ma zamiar mnie dziś odwiedzić, mógłby się ucieszyć niezgorszym łupem. Zarobiłem wczoraj na giełdzie 20.000 funtów sterlingów i nie zdążyłem ich jeszcze złożyć w banku. Przyjąłem jednak pod uwagę możliwość kradzieży, dlatego też nie umieściłem wszystkiego w jednym miejscu. Połowa znajduje się w kasie ogniotrwałej, reszta zaś w szkatule żelaznej stojącej pod łóżkiem mojej sypialni. Ot tam... Przez otwarte drzwi widać było żelazną kasetę, umieszczoną na dywanie tuż obok łóżka.
— Dość praktycznie pomyślane — odparł Baxter. — Ale nie jest wykluczone, że złodziej po opróżnieniu kasy sięgnie również i po kasetę!
— O, to mi jest obojętne — oświadczył lord Edward — jestem ubezpieczony w dobrym towarzystwie od kradzieży. Nie przejmuję się niczem. Musieliby mi zwrócić pieniądze.
Zapanowało krótkie milczenie, które przerwał komisarz:
— Dla mnie i dla Scotland Yardu najważniejszą jest sprawa schwytania złodzieja. Dlatego też zwracam się do pana o zezwolenie czuwania nad mieszkaniem pańskim dzisiejszej nocy.
— Bardzo chętnie — odparł lord Lister. — Wszystko jest tu do pańskiej dyspozycji. Muszę pana jednak przeprosić: Jest godzina za piętnaście minut ósma: punktualnie za kwadrans mam spotkać się z przyjacielem. Służący mój — tu lord Lister nacisnął na guzik dzwonka — będzie służył informacjami oraz pomocą. Ale a propos, panie Baxter, czy nie wie pan, który z przestępców ma mnie zaszczycić dzisiaj swoją wizytą?
— Oczywiście: sławny Raffles we własnej osobie — odparł komisarz.
Raffles! u licha! toż to najlepsza okazja, aby zapoznać się z tą ciekawą osobistością. Przeproszę mego przyjaciela, że na skutek nagłej przeszkody nie mogę się z nim spotkać... W ten sposób dotrzymam panu towarzystwa. Być może wspólnymi siłami uda nam się położyć kres sprawkom Rafflesa!
— Przyjmuję to jako dobrą wróżbę — odparł Baxter.
— Jeżeli oczywista przyjdzie — rzucił lord Lister. W każdym razie, biorę automobil i śpieszę do teatru, aby powiedzieć memu przyjacielowi, że dzisiejszego wieczora jestem zajęty. Około godziny dziesiątej będę z powrotem.
— Ja zaś muszę wydać rozkazy moim ludziom — rzekł Baxter wychodząc.
Lord Lister pożegnawszy się krótko, przeszedł przez sypialnię, włożył na siebie futro i wyszedł.
Tymczasem Baxter porozumiał się z czterema agentami, którzy wraz z nim byli u bankiera Gordona, co do planu dalszej akcji i podzielił role: On sam miał zainstalować się w gabinecie lorda Listera i tam spędzić noc, dwóch agentów miało pełnić straż na korytarzu, trzeci przed domem, czwarty na piętrze. W ten sposób nic nie mogło ujść ich uwadze. Następnie komisarz wezwał do siebie lokaja i wraz z nim powrócił do gabinetu. Obydwa pokoje tonęły w ciemnościach. Lokaj zapalił elektryczność i pokazał Baxterowi, że wyłądznik znajduje się przy kominku.
Następnie weszli do sypialni. Szerokie rozsuwane drzwi, których skrzydła ukrywały się w ścianie, oddzielały sypialnię od gabinetu. Tylko jedno małe okratowane okienko dawało pokojowi temu światło. Drzwi na lewo prowadziły do łazienki. Ani sypialnia, ani kąpielowy nie posiadały oddzielnego wej ścia. Przedostać się było można do nich jedynie przez gabinet. Komisarz obejrzał wszystko uważnie. Pod niósł kołdrę, spojrzał pod łóżko, otworzył szuflady i szafy. Ostrożność swą posunął tak daleko, że z szafy wyjął wszystkie ubrania, aby przekonać się, czy ktoś nie jest za nimi ukryty.
Drobiazgowość ta ubawiła mocno lokaja.
— Przed panem nie skryłoby się ani źdźbło słomy, ani ziarenko kurzu! — dodał.
— Właśnie w tym celu to robię — rzekł Baxter, pusząc się dumnie. — Nic nie może ujść naszej uwadze.
— Czy nie jestem panu potrzebny? — zapytał służący.
Baxter odparł mu, że może udać się na spoczynek. Lokaj opuścił pokój i Baxter został sam w gabinecie. Policjant zagłębił się w fotel, stojący przy kominku i zabrał się do czytania wieczornych pism. Minęła godzina. Dtektyw wyjął z kieszeni małą latarkę elektryczną, jaką posiadają wszyscy agenci policji. Upewniwszy się, że wszystko jest w porządku — położył latarkę na kominku i wrócił do swego fotela.
Przełożył rewolwer do innej kieszeni, aby w razie potrzeby mieć go pod ręką.