Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I chciałbym chętnie dla ciebie
Coś zrobić...

Sancho.

Za tyle łaski
Całuję, panie, twe stopy.

Tello.

Chcesz czego?

Sancho.

O zacny panie!...
Z szybkością lata mijają,
Jak gdyby na pocztę śmierci
Z listami spiesznie pędziły!
Jesteśmy jak na popasie:
Wieczorem życie — śmierć rano!
Sam jestem — ojciec, człek zacny,
Na służbie nigdy nie bywał.
Gdy ród mój ze mną się kończy,
Więc pragnę w związki wejść ślubne,
Z dziewczyną zacności pełną,
A córką Nuńa d’Ajbara.
Choć zagon orze ubogi,
Lecz herby nad drzwiami jego
Są jeszcze, a w biednéj chacie
Lanc kilka z dalekich czasów!
To właśnie — i wdzięk Elwiry
(Bo tak méj dziewce na imię)
Mnie skłania... panna przystaje...
Jéj ojciec również się zgadza,
Na wolę pana czekając.
„Pan — mówił do mnie dziś rano —
Powinien wiedzieć o wszystkiém,
Co dzieje się pośród jego
Wasalów, czy to ubogich,
Czy choćby i najmożniejszych.
A wielce królowie błądzą,
Zwyczajów tych nie pilnując.“
Posłuszny radzie, przychodzę
O ślubie swoim zdać sprawę.

Tello.

Ma rozum Nuńo i radę
Wyborną dał ci. — Mój Celio...

Celio.

Seniorze...