Strona:PL London Biała cisza.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skrzynie z jajami na sanie. Sanny wszakże jeszcze nie było. Pierwszy więc puścił się w podróż po lodzie, torując drogę, udeptując śnieg i równając ostre, sterczące sople coraz gęściej gromadzącego się lodu. Niejednokrotnie spostrzegał za sobą cienką smugę dymu z ogniska i dziwił się, czemu to podróżni nie starają się go wyprzedzić. Był nowicjuszem na północy i wielu rzeczy jeszcze nie rozumiał, nie rozumiał też indjan, którzy usiłowali mu wytłomaczyć, co oznaczają owe dymy. Zdarzało się, że zrana indjanie odmawiali wyruszenia w dalszą drogę, a wówczas zmuszał ich do wstania, celując w nich z rewolweru.
W pobliżu White Horse wpadł w wodę i odmroził sobie nogę, tę samą, która jeszcze niezupełnie wydobrzała po niedawnej operacji; indjanie byli pewni, że teraz przynajmniej jakiś czas poleży i odpocznie. Ale on owinął nogę kołdrą i, jakby nigdy nic, pracował dalej przy swoich saniach. A że była to straszliwie ciężka praca, mieli więc wielkie uznanie dla jego dzielności, chociaż, rozmawiając o tem ze sobą, znacząco stukali palcami w czoło i kiwali głowami.
Pewnej pięknej nocy spróbowali uciec, ale przekonywający świst kul, sypiących się za nimi, zmusił ich do powrotu. A że byli to prości, dzicy indjanie, więc po tym nieudanym eksperymencie, postanowili go zabić. On jednak spał czujnie, jak kot, i ani razu nie dał im sposobności urzeczywistnienia tego zamiaru. A chociaż na wszelki sposób usiłowali wytłómaczyć mu, co oznaczają owe dy-