Strona:PL London Biała cisza.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyjrzała z wody czyjaś ręka i głowa z pozlepianemi włosami.
Długi czas płynęli w milczeniu. Gdy w oddali ukazał się przeciwległy brzeg jeziora, fale zaczęły z tak straszliwą siłą obijać się o boki łodzi, że woda nie miała już czasu zamarzać, a dziennikarze musieli ją wylewać wiadrami; ale; to nie pomagało; więc, naradziwszy się z Rasmounsen’em, zabrali się do wyrzucania balastu, by ulżyć łodzi. Poleciały za krawędź i zapasy mąki, i słonina, i bób, i pościel, i piecyk kuchenny, i sznury, i wszystko, co tylko wpadło pod rękę. Łódź natychmiast odczuwszy ulgę, lżej popłynęła po falach, a wody coraz mniej się nabierało.
— Dosyć już! Dosyć! — krzyknął groźnie Rasmounsen, gdy jego towarzysze wzięli się do górnych skrzyń z jajami.
— Cóż to znaczy! Do dd... djabła! — odparł z gniewem jeden z dziennikarzy. Oni przecież złożyli w ofierze cały swój dobytek, zachowując sobie jedynie aparaty fotograficzne. Dziennikarz nachylił się i jął z wysiłkiem wyciągać jedną skrzynię z pod przytrzymujących ją sznurów.
— Połóż pan to natychmiast, mówię panu!
Rasmounsen pochwycił jedną rękę rewolwer i, z trudnością trzymając w drugiej wiosło, wycelował w dziennikarza. Ten zmartwiał w oczekiwaniu, z twarzą wykrzywioną gniewem i groźbą.
— Wielki Boże! — krzyknął nagle jego towarzysz i przypadł twarzą na dno łódki. Rasmoun-