Strona:PL London Biała cisza.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sen nie był w stanie utrzymać równowagi, pod potężnym ciosem bocznej fali, „Alma“ skoczyła w bok, żagle zwinęły się pod naporem wichru, maszt nie wytrzymał ciężaru, złamał się i wpadł do wody, pociągając za sobą rozzłoszczonego dziennikarza. Następna fala o mało nie zatopiła łodzi, ale Rasmounsen porwał się z miejsca i skoczył do wiader. W ciągu pół godziny przepłynęło koło nich mnóstwo łodzi, wszystkie jednak były albo mniejsze od „Almy“ albo takie same, więc pomocy od nich spodziewać się nie było można. Wtem ukazała się wielka, dziesięciowiosłowa barka i bez względu na niebezpieczeństwo takiego manewru, spuściła żagiel i popłynęła ku „Almie“.
— Nie podpływajcie! Nie podpływajcie! — krzyknął Rasmounsen.
Ale w tej chwili nos jego łodzi dotknął już barki i ocalały korespondent już się w nią przesiadł. Rasmounsen rzucił się jak kot na skrzynie, potem — przypadł na przód łodzi, usiłując zesztywniałemi palcami przywiązać koniec sznura do barki.
— Skaczcie prędzej! — krzyknął jakiś rudobrody marynarz.
— Mam tu tysiąc tuzinów jaj. Weźcie mnie! Dobrze zapłacę! — zawołał Rasmounsen w odpowiedzi.
— Skaczcie! — krzyknęli chórem z łodzi.
Wtem nadbiegł olbrzymi bałwan, obsypał deszczem barkę i o mało nie zalał „Almy“. Barka