Strona:PL London Biała cisza.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

począć — trzeba było rozpaczliwie walczyć z nadciągającą zimą; więc też łódka sunęła naprzód z niesłychaną szybkością.
— Nn... niemożna... sttt... stawać, — odezwał się jeden z dziennikarzy, dzwoniąc zębami z zimna.
— Naturalnie, że niemożna, — zgadzał się z nim kolega, — płyńcie sami środkiem rzeki.
Rasmounsen odpowiedział na to idjotycznym uśmiechem. Oba brzegi zalane były pianą, a i pośrodku można się było utrzymać wtedy tylko, gdy największe fale nie dosięgały łodzi. Niepodobna było zwinąć żagla — wpadłyby na nich fale i wywróciłyby łódkę. Co chwila mijali rozbite barki; widzieli, jak jedną z nich prąd unosił wprost na kamienie, inna zaś, sunąca w tyle z dwoma pasażerami, wpadła na nią i prezkręciła się dnem do góry.
— Uu... uwaga! — krzyknął dziennikarz, drżący wciąż z zimna.
Rasmounsen wykrzywił twarz w uśmiechu i jeszcze mocniej uchwycił za wiosło. Czasami wiosło dotykało dna, a wtedy łódź błyskawicznie skręcała w bok i trzeba było nadludzkiego wysiłku, by wprowadzić ją w równy bieg. Skutkiem tych nieludzkich wysiłków, zastygł mu na twarzy jakiś straszny grymas, przejmujący trwogą obu dziennikarzy.
Przebiegli szybko pod skałą, smutnie sterczącą w odległości stu yardów od brzegu; z zalanego wodą wierzchołka jej rozległo się rozpaczliwe skomlenie ludzkie o pomoc; ale „Alma“ z błyskawicz-