Strona:PL London Biała cisza.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiatr północny. Ale niebo było pogodne, a yankess odbijał już od brzegu, rozwinąwszy wszystkie żagle. Stopniowo zaczęła odjeżdżać i reszta podróżnych, a korespondenci z prawdziwym zapałem jęli zkolei przygotowywać się do odpłynięcia.
— Dogonimy go przy ujściu rzeki, — z głębokiem przekonaniem wmawiali w Rasmounsen’a. Podnieśli żagle i „Alma“ otrzymała pierwszy lodowaty tusz od fal, chłoszczących ją po bokach.
Trzeba powiedzieć, że Rasmounsen przez całe swoje życie skłonny był do ujawiania na wodzie całkiem niezrozumiałej tchórzliwości, teraz jednak z całej siły wsparł się na wiośle z wyrazem żelaznej stanowczości na twarzy. Jego tysiąc tuzinów leżało przed nim, w skrzynkach, pod bagażami korespondentów, przed oczyma zaś jego duszy migały wspomnienia małego, jasnego cottage’u, zastawionego za tysiąc dolarów...
Było piekielne zimno. Co chwila trzeba było wyjmować wiosło sterujące i podczas, gdy pasażerowie toporem ścinali zeń lód, zastępować je drugiem. Wszędzie, gdzie tylko padały krople wody, natychmiast tworzyła się warstwa lodu, a z końców żagla zwisały przezroczyste, skrzące się lodowe sople. „Alma“ z największą trudnością torowała sobie drogę poprzez olbrzymie fale, wściekle chłoszczące jej boki, a w korpusie jej tworzyły się szczeliny, przez które wdzierała się woda. Zamiast wylewać wodę, dziennikarze odrąbywali wielkie bryły lodu i wyrzucali je za krawędź łodzi. Ale niepodobna było nawet myśleć o tem, żeby od-