Strona:PL London Biała cisza.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A zatem Lis jeszcze się nie nauczył obchodzić z tą zabawką? Lis jest jeszcze kobietą, a nie mężczyzną! Chodź tutaj. Przynieś gwintówkę, pokażę ci, co trzeba robić.
Lis wahał się.
— Chodź tu, kiedy ci mówię!
Lis podszedł ku niemu powoli, niechętnie, jak obity pies.
— Trzeba zrobić to, a to! Tak, teraz gotowe!
Patron znalazł się na właściwem miejscu, kurek był podniesiony. Mackenzy przyłożył broń do ramienia.
— Lis powiedział, że dzisiejszej nocy mają być dokonane wielkie rzeczy, i powiedział prawdę. Dokonały się wielkie rzeczy, ale Lis brał w nich najmniejszy udział. Czy nie porzucił jeszcze zamiaru posadzenia Zarinki w jurcie swej, u ogniska? Czy może ma ochotę pójść drogą, udeptaną dlań przez Niedźwiedzia i szamana. Nie? To dobrze.
Mackenzy odwrócił się z pogardą i wyciągnął nóż z szyi szamana.
— Może który z wojowników chce pójść tą drogą? Jeżeli są ochotnicy, to Wilk gotów jest walczyć z dwoma, lub trzema odrazu. Nikt niema ochoty? To dobrze. Tling Tinnehu, poraz drugi daję ci tę gwintówkę. A jeżeli kiedy zechcesz przyjść na drugą stronę gór, do kraju Joukon, to wiedz, że zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce i dużo jedzenia u ogniska Wilka. Otóż noc zaczyna przechodzić w dzień. Odchodzę, ale może tu kiedyś