Strona:PL London Biała cisza.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cał na pole bitwy, dzięki swej znajomości sztuki boksowania. Ani jeden głos nie rozległ się z zachętą dlań, gdy tymczasem jego przeciwnikowi bezustannie dodawano odwagi przyjacielskiemi okrzykami, radami, ostrzeżeniami. Więc tylko za każdym razem, gdy krzyżowały się stalowe noże, coraz to mocniej i mocniej zaciskał szczęki, zadając i odbijając ciosy z tym spokojem, który daje jedynie głęboka ufność we własne siły.
Zpoczątku oszczędzał przeciwnika, ale w miarę, jak rozwijała się walka, uczucie litości ustąpiło przed bardziej pierwotnem dążeniem samoobrony, a wreszcie poprostu przed żądzą krwi i zwycięstwa. Całe dziesięć tysięcy lat kultury i cywilizacji spadło z bark jego, i teraz był tylko pierwotnym mężczyzną, walczącym o samicę.
Dwukrotnie już zdołał ukłóć Niedźwiedzia, pozostając samemu nieuszkodzonym; za trzecim razem jednak nie uszło mu już na sucho i musiał, chroniąc się przed ciosami, pochwycić lewą ręką nieuzbrojone ramię przeciwnika; teraz bili się już pierś przy piersi. I teraz dopiero poznał w zupełności potworną wprost siłę młodego indjanina. Muskuły jego naprężyły się do najwyższego stopnia, do bólu, zdawało się, że lada chwila muszą pęknąć, a tymczasem nóż przeciwnika połyskiwał coraz to bliżej i bliżej. Usiłował wyrwać się ze straszliwego uścisku, ale wysiłek ten bardziej go tylko jeszcze osłabił. Krąg postaci, okrytych skórami, zamknął się szczelniej dokoła walczących, aby nie stracić ani jednego szczegółu ostatnich momentów walki.