Strona:PL London Biała cisza.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie widziałem, wiele tylko o niej słyszałem. Mayson został daleko, daleko na północy... przywaliła go ogromna, stara sosna i zgniotła na śmierć. Ale miłość jego była wielka i miał dużo złota. Żona wzięła złoto i dziecko i pojechała w tę stronę, gdzie słońce stoi w południe... jechała wiele, wiele snów. I teraz jeszcze tam mieszka. Niema tam ani mrozu, ani śniegu, niema takiego słońca o północy, niema zimowej nocy w południe.
Wszedł nowy wysłaniec, nalegając, by wódz niezwłocznie przybył na radę. Gdy Mackenzy wyszedł z jurty, żeby rzucić go w śnieg, ujrzał dokoła ogniska kiwające się figury radnych, o słuch jego uderzyły nizkie basy mężczyzn, nucących jakąś pieśń bojową i natychmiast zrozumiał, że szaman usiłuje rozniecić gniew i nienawiść w sercach swego ludu. Nie było czasu do stracenia. Mackenzy zwrócił się więc do wodza z temi słowy:
— Czy słyszysz? Chcę wziąć twoją córkę, a teraz patrz: masz tu tytoń, herbatę, dużo funtów cukru, ciepłe kołdry, chustki, ładne, duże chustki; a tutaj — fuzja, prawdziwa gwintówka, całe pudełko kul i dużo prochu.
— Nie, — odparł starzec, starając się nie patrzeć na rozłożone przed nim bogactwa. — Już teraz naród mój zgromadził się na radę. Oni nie chcą tego małżeństwa.
— Przecież ty jesteś tu wodzem!
— Ale moja młodzież gniewa się, że Wilcy po-