Strona:PL London Biała cisza.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stwo, jak topór, albo stara strzelba. Ale on szedł sobie pomiędzy nimi, a zachowanie się jego stanowiło jakąś szczególną mieszaninę poufałości i skromności, spokoju i zuchwalstwa. Trzeba było niesłychanego sprytu i doskonałej znajomości psychologji, by z powodzeniem używać tak różnorodnej broni; ale on istotnie znakomicie znał indjan i wiedział, kiedy powinno się postępować z nimi łagodnie, a kiedy ma grozić i ciskać gromy jowiszowego gniewu.
Przedewszystkiem złożył uszanowanie wo dzowi Tling Tinnehowi i ofiarował mu w darze dwa funty czarnej herbaty i tytoń, zapewniając sobie tym sposobem jego przychylność. Potem zapoznał się z mężczyznami i z dziewczętami i tegoż jeszcze wieczorem urządził im potłacz. W tym celu udeptano śnieg na placyku, mającym sto stóp długości i około dwudziestu pięciu — w przekątni. Po środku, wzdłuż całego placyku ułożono grubą warstwę świeżych gałęzi jodłowych. Całe plemię, składające się ze stu mniej więcej ludzi, porzuciło swoje jurty i zgromadziwszy się przy ognisku, od wieczora do rana wyśpiewywało pieśni na cześć gościa.
W ciągu dwóch lat pobytu w tym kraju, Harry Mackenzy nauczył się tych paruset wyrazów, z jakich składa się cały, nieliczny słownik indjan, nabył również właściwej im, gardłowej wymowy i iście chińską ceremonialność wyrażania się, oraz sadzenia na rozwichrzone przezwiska i obrazowe przenośnie. Dzięki temu był w stanie wypo-