Strona:PL London Biała cisza.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zgoda, dajcie mi tuzin, — rzekł szybko nieznajomy.
— Ja... ja chcę powiedzieć, po półtora dolara sztuka, — odezwał się niepewnie Rasmounsen.
— No, ma się rozumieć, już to słyszałem. Dajcie mi dwa tuziny, a tu macie złoty piasek.
Przy tych słowach wydostał z kieszeni mocno nabity woreczek, podobny do kiełbasy i postukał nim po żelaznym kiju Rasmounsen’a. Rasmounsen poczuł dziwny dreszcz w kiszkach, jakieś podrażnienie w nozdrzach i niepokonaną prawie chęć, żeby usiąść na śniegu i zapłakać. Ale dokoła niego zgromadziła się już gromadka ciekawych, a wszyscy na wyścigi krzyczeli, żeby im dał jaj. On wszakże nie miał wagi; wówczas pan w niedźwiedziem futrze wydostał skądś wagę i uprzejmie odważał na niej złoty piasek, a tymczasem Rasmounsen odliczał klijentom jaja. Wkrótce utworzyło się w tem miejscu gwarne zbiegowisko; cisnęli się jeden przez drugiego, krzycząc i prosząc, by jaknajprędzej dano im drogocenny towar; każdy chciał być pierwszym. W miarę jednak, jak wzrastało zamieszanie, Rasmounsen stawał się coraz spokojniejszy. „Tak niemożna, zadecydował wreszcie, nie bez racji tak na gwałt kupują jaja: będzie o wiele rozsądniej naprzód odpocząć, potem dowiedzieć się o cenach na rynku, a następnie dopiero sprzedawać. A jeżeli jaja płacą po dwa dolary za sztukę?! Jakkolwiekbądź rzeczy się mają, można być pewnym, że po półtora dolara z największą łatwością sprzedam wszystek towar“.