Strona:PL London Biała cisza.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W pobliżu Litte Salmon zabrakło mu żywności dla psów, które też pokradły jego własne prowianty; stąd do Silkirku trzeba się więc było karmi wyłącznie bobem — wielkim, brązowym, pożywnym, ale ciężko strawnym bobem, od którego dostawał straszliwego bólu w kiszkach. A w Silkirku na drzwiach sklepu spożywczego wisiało ogłoszenie, że od dwóch lat ani jeden parowiec nie przepływał w górę Joukonu, wskutek czego żywność sprzedawano na wagę złota. Rasmounsen’owi wszakże ofiarowano miarkę mąki za jajko, ale on tylko wstrząsnął głową i podążył dalej.
Wkrótce potem udało mu się zakupić u indjań przemarznięte skóry końskie na pokarm dla psów; sam również probował żuć kawałki skóry, ale musiał i tego sobie odmówić, gdyż szerść dostawała się do ran, które potworzyły mu się w ustach, wywołując ból nie do zniesienia.
Za Silkirkiem zaczęli się trafiać pierwsi wychodźcy z Dawson, którzy opuszczali miasto z powodu rozpoczynającej się tam głodówki; im dalej, tem spotykało się ich więcej. „Niema co jeść“ — mówili. „Niema co jeść, trzeba uciekać”. „Kto tylko może, skupuje świece, które na wiosnę rozkupią na wagę złota.“ „Mąka kosztuje półtora dolara za funt, a i tak nikt jej nie sprzedaje“.
— Jaja? — odrzekł któryś z nich na zapytanie Rasmounsen’a. — Dolara za sztukę, tylko wcale ich niema w sprzedaży.
Rasmounsen szybko porachował w pamięci i głośno powiedział: