Strona:PL London Biała cisza.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedziano, że w Dawson panuje głód, uśmiechnął się, zaprzągł czemprędzej psy i ruszył dalej w drogę.
Wkrótce potem zrozumiał znaczenie owych dymów, tak intrygujących go na początku podróży. Zaledwie rozeszła się wieść, że droga do Pally otwarta, natychmiast dymy poznikały, i gdy Rasmounsen siedział samotnie u swego ogniska, koło niego przechodziły całe sznury sanek. Pierwsi przejechali kurjer i metys, którzy w Bennet uratowali mu życie; za nimi przyciągnęli na dwóch parach sań listonosze z pocztą dla Sirkle-City, a wkońcu cały zastęp Świeżo upieczonych rycerzy Klondycke.
I ludzie i ich psy byli dobrze odżywieni, pełni sił, podczas, gdy psy Rasmounsen’a i on sam wyglądali, jak szkielety, powleczone skórą. Przez cały ten czas pracował, jak galernik, wyczerpawszy wszystkie siły, oraz siły swoich psów, oni zaś jeden dzień byli w podróży, zdążając jego śladami, przez dwa dni zaś spokojnie siedzieli przy ogniskach, oczekując zawiadomienia, że droga jest gotowa, poczem szybko i bez trudności wyprzedzali go na utartym trakcie.
Jego jednak nic nie mogło wyprowadzić z równowagi. Wielu dziękowało mu drwiąco za to, że wskazał im drogę, ale on nawet im nie odpowiadał. Nie gniewał się — było mu wszystko jedno, jego idea i wszystko, co było z nią w związku pozostało nietknięte. Oto on i jego tysiąc tuzinów, a oto tam Dawson, jak i przedtem.