Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

teraz, za chwilę, ma zobaczyć te miseczki, siedząc przy jednym stole z nadludźmi, którzy będą tego używać i — o zgrozo — on sam ma ich użyć. Na dnie zaś wszystkich dłuższych i przelotnych rozważań leżał problemat nie do rozwiązania: jak wogóle należy zachować się wobec ludzi tego rodzaju? Jaki sposób postępowania należy obrać? Borykał się z owem pytaniem niespokojnie i nieustannie. To słyszał w sobie samym tchórzliwą namowę, aby spróbować odegrać jakąś rolę, to znowu inny, bardziej tchórzliwy głos ostrzegał go, że w żadnej roli utrzymać się nie potrafi, gdyż naturę ma niezdatną do kłamstwa i ostatecznie tylko wystrychnąłby się na dudka.
Z początku, zaraz po rozpoczęciu obiadu, Martin był tak zmieszany i pochłonięty walką wewnętrzną, że siedział w milczeniu. Nie wiedział, iż milczenie jego mimowoli zadaje kłam słowom Artura, który dnia poprzedniego oświadczył rodzinie, że przyprowadzi na obiad dzikiego człowieka, którego nie należy się jednak obawiać, ponieważ dość jest zabawny. Martin Eden nie przypuszczał ani przez chwilę, aby brat jego bóstwa zdolny był do podobnej dwulicowości, zwłaszcza po tem, jak Martin ocalił go od bardzo niemiłych konsekwencyj przygody na wybrzeżu. Siedział wciąż w milczeniu, zmieszany własną niższością, a równocześnie oczarowany wszystkiem, co działo się wokoło. Po raz pierwszy zrozumiał, że jedzenie może być czemś więcej ponad zaspakajanie potrzeby fizycznej. Do-