Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tychczas nie zwracał uwagi na to, co jadł. Pożywienie — i basta. Tyra razem umiłowanie piękna miało prawdziwą ucztę przy stole, gdzie jedzenie było czynnością nieskalanie estetyczną. Było również czynnością intelektualną. Podniecało to umysł chłopaka. Słyszał słowa, których znaczenia nie pojmował, i inne, które znał tylko z książek, niewymawiane i nie rozumiane przez nikogo z jego świata. Gdy słyszał, jak podobne wyrazy spływały lekko z ust osób należących do tej cudownej rodziny — Jej rodziny — dygotał wewnętrznie z cichej rozkoszy. Piękno, szlachetność i nadprzyrodzony romantyzm książek stały się rzeczywistością. Spotkało go to najrzadsze i najdziwniejsze z życiowych zdarzeń: sen opuścił krainę fantazji i ucieleśnił się przed oczyma. Nigdy jeszcze Martin nie był w tak dziwnem położeniu; trzymał się więc nauboczu, słuchając, obserwując i odpowiadając skromnemi monosylabami: „Tak, pani“, „Nie, pani“ na pytania panienki lub jej matki. Powstrzymywał się z trudnością od zwrotu: „Tak, sir“ w stosunku do Artura, czuł jednak, że byłoby to jakby okazaniem swej niższości. Nie, nic podobnego zdarzyć się nie powinno, skoro postanowił Ją zdobyć. I zaraz przemawiała ambicja. „Cóż u Boga Ojca! Jestem taki sam dobry jak oni! I jeśli nawet umieją wiele rzeczy, których ja nie kapuję, to zato wielu innych mogliby się ode mnie uczyć“. Ale po chwili, gdy Ona, lub Jej matka zwracały się do niego „panie Eden“, agresywna duma cichła i znowu zalewała