Strona:PL Linde - Słownik języka polskiego 1855 vol 1.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tom drugi trzy części. W końcu atoli pomiarkował on, że te spore wolumina są raczej tomami, dlatego ostatni tom, który według poprzedniej rachuby powinien mieć nadpis tomu trzeciego, nazwał sam autor tomem szóstym. Według tego więc poprawiliśmy cały podział nazywając każdy wolumen tomem i osobno stronice jego obliczając.

Od pierwszego ogłoszenia przedsiębierstwa naszego po pismach publicznych otrzymywaliśmy mnóstwo listów z różnych stron kraju od rodaków, którzy gotowość swoją bądź w niesieniu pomocy umysłowej, bądź w odstąpieniu rękopismów przez siebie posiadanych oznajmiali, i rad swoich do uskutecznienia przedsiębierstwa tego udzielali. Chociaż niektóre z nich z powodu niepraktyczności swej, lub wiążących się z niemi warunków, nie mogły być przez nas przyjęte, dowiadywaliśmy się jednakże o nich z przyjemnością, bo one nas przekonywały, że i w najodleglejszych stronach kraju rodacy czują ważność i użyteczność naszego przedsiębierstwa i każdy z nich do poparcia go według sił i położenia swego przyczynić się pragnie. Z tychto odezw chcemy tu w krótkości zdać sprawę.
P. Andrzej Radwański, b. nauczyciel umiejętności przyrodzonych w Warszawie, pisze nam w liście swoim z roku 1853 «Wiadomość o nowem wydaniu Lindego przyjęto równie nad Wisłą jak i Wartą z taką radością, z jakim zapałem pod Karpatami ją powzięto, zwłaszcza, że wydanie pierwsze od dawna już wyczerpnięte, że nowe obiecano po cenie przystępniejszej, i że imię Ossolińskiego, które dało temu Słownikowi życie, wciąż się nim opiekuje. Następnie robi bardzo słuszne postrzeżenie, że Linde w wielu miejscach słownika swego wyrazy z obcych języków przyjęte podając, nie wskazuje obok na odpowiednie im czysto polskie wyrazy, np. sznicerstwo s rzeźbiarstwo, itp. Czemu w łatwy sposób zaradzić staraliśmy się, kładąc odpowiedni wyraz polski w nawiasie. Zwróciwszy potem uwagę naszą na niektóre bardzo użyteczne prace słownikarskie innych, uwiadamia nas w końcu, że pracuje sam od trzech już lat nad słownikiem mowy potocznej, cudzoziemsko-polskiej, na wzór słownika Heysego, wydanego w Hanowerze; że spodziewa się ukończyć go w przeciągu dwóch lat, a na przypadek śmierci swojej, rękopism Zakładowi Ossolińskich przekazuje.
P. Aloizy Kalixt Kozłowski, b. nauczyciel języków w Żytomierzu, uwiadomił nas listem swoim z tegoż roku o swoich filologicznych i gramatycznych pracach, oświadczając gotowość swoją redagowania wydawanego przez Zakład słownika za stosownem wynagrodzeniem. Nie byliśmy w położeniu korzystania z tej jego gotowości.
P. Tymoteusz Lipiński, autor Polski starożytnej zwrócił naszą uwagę na myłki bibliograficzne, których Linde w spisie autorów przez siebie przytaczanych dopuścił się. Trafne jego potsrzeżenia przyjęliśmy z wdzięcznością i chętnieśmy się do nich zastosowali.