Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sposób wytłumaczyć nie umieli, napełniał ich zabobonną trwogą, tembardziej, że od chwili czuli dokoła siebie obecność upiora. Jakiś powiew przebiegł ponad ich głowami.
Moncharmin poczuł, że włosy mu powstają, tak, jakgdyby ktoś dmuchał na nie, a Richard raz po raz obcierał chustką spotniałą twarz...
Tak, był tu koło nich... za nimi... słyszeli jego oddech.. blisko... coraz bliżej...
Można czuć obecność kogoś, nie widząc go wcale... Teraz wiedzieli, że ktoś trzeci znajduje się w loży... Lęk ich ogarniał, a nie mieli siły powstać i uciec... i czekali pewni, że się coś znowu stać musi... I stało się.
Na sali po raz trzeci rozległ się, donośniejszy od poprzednich, wstrętny i przerażający rechot żabi!...
Wiedzieli teraz komu zawdzięczają ten skandal... Wszak ostrzegał ich, że przedstawienie dzisiejsze odbędzie się „w urzeczonej sali“. I to napewno dopiero początek katastrofy! Ta nieszczęsna dziewczyna fatalnym śpiewem swoim gotowa poruszyć wszystkie moce piekielne.
Publiczność nie ukrywała już teraz swojego niezadowolenia. Rozległy się gwizdy, tupanie nogami, okrzyki.
P.P. Richard i Moncharmin, bladzi, przerażeni opadli bez słowa na fotele, nie śmiejąc spojrzeć na salę.
Śmiech stłumiony rozległ się nad ich głowami i tuż koło ich uszu usłyszeli głos jakiś głu-