Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było tak niespodziane, iż mogło się zdawać, że wyrósł z pod ziemi.
„Eh! — odezwała się jedna z tancerek, która nie dała się tak opanować wrażeniu, — wam się na każdym kroku majaczą upiory“.
W istocie jednak od szeregu miesięcy w Operze mówiono wciąż o upiorze w czarnym fraku, który jak cień włóczył się po całym budynku, nie odzywając się do nikogo, którego nikt nie śmiał zaczepić i który, spostrzeżony, natychmiast znikał, niewiadomo gdzie i jak. Posuwał się bez szmeru, jak przystoi prawdziwemu upiorowi. Zaczęto się nawet śmiać i drwić z tej mary, ubranej jak światowiec lub karawaniarz, lecz niebawem legenda o upiorze rozrosła się niesłychanie w całem ciele baletowem. Spotykały go rzekomo wszystkie baletnice i padały ofiarami jego czarów. I rychło najwięksi dowcipnisie i kpiarze zaczęli być nieco zaniepokojeni. Upiór, jeżeli się nie ukazywał, to ujawniał swą obecność lub bliskość dziwacznymi, a czasem złowrogimi znakami, za które ogólna niemal przesadność czyniła go odpowiedzialnym. Wszelkie wypadki, błahe częstokroć figle, zguba czegokolwiek — wszystko to było z winy Upiora Opery!
Lecz kto go właściwie widział? W Operze napotkać można tyle czarnych fraków, których właściciele nie są wcale upiorami. Lecz właściwością tego właśnie fraka było, że pod nim ukrywał się szkielet.