Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wicehrabia przyczołgał się do szyby lustrzanej i począł ją lizać... Poszedłem za jego przykładem... Lecz lustro było tak rozgrzane, że aż parzyło.
Bez sił zwaliłem się na ziemię, ale miałem na tyle jeszcze przytomności, że wyrwałem z rąk wicehrabiego pistolet, który przykładał do skroni. W tej samej chwili wzrok mój padł na „stryczek Pendżabu”, leżący pod drzewem; tuż obok dojrzałem niewielki czarny punkcik. To była główka tajemniczej, tak gorąco przeze mnie poszukiwanej sprężyny. Boże! co za radość. Byliśmy wolni. Dotknąłem czarnej główki, pokazałem ją wicehrabiemu, przycisnąłem zbawczą sprężynę i... to nie były drzwi, które uchyliły się robiąc nam przejście... lecz zapadnia która szybko usuwała się ku dołowi.
Owionęło nas chłodne powietrze. Co mogło znajdować się w tej czarnej otchłani, nad którą zawiśliśmy teraz? Może woda? Wstrzymałem siłą mego towarzysza, który bez zastanowienia chciał się rzucić wdół. Czy to nie nowa pułapka Eryka? Trzymając latarkę przed sobą, próbowałem zesunąć się ostrożnie i nogą napotkałem schody. Po chwili byliśmy już na dole. Chłód, panujący tam, orzeźwił nas. Oczy powoli oswajały się z ciemnościami i wkrótce dostrzegliśmy zarysy jakichś dużych, okrągłych przedmiotów.
Skierowałem w tę stronę światło latarki.
Były to beczki. Znajdowaliśmy się w piwnicy Eryka. Wiedziałem, że Eryk lubił mieć dobrą ku-