Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiek świadomy swej sztuki może nadzwyczajnie pobudzić ubogą wyobraźnię ludzką.
Domyśliłem się więc łatwo, że wpadłem w szatańskie szpony Eryka. Artyzm w wykonaniu tej czarującej sztuczki tak mnie zachwycił, że chcąc podpatrzeć sposób, w jaki stworzona została, pochyliłem się jeszcze niżej.
Nagle dwa olbrzymie ramiona wysunęły się z cienia wód i pochwyciły mnie za szyję, pociągając z olbrzymią siłą na dno.
Byłbym niezawodnie zgubiony, gdybym był w porę nie zawołał imienia Eryka. Poznał mnie.
Przepłynął ze mną jezioro i delikatnie złożył mnie na drugim brzegu.
„Widzisz jaki jesteś nieostrożny, — rzekł z wyrzutem, prostując się przede mną, cały ociekający wodą piekielnego jeziora. — Dlaczego tu przychodzisz? Nie wzywałem cię przecież! Nie chcę tu nikogo! Nikogo z żyjącego świata! Uratowałeś mi niegdyś życie, by mi je teraz uczynić nieznośnem! Choć wielką oddałeś mi przysługę, pamiętaj, że Eryk wkońcu zapomnieć może i wtedy nic go powstrzymać nie zdoła!...“
Gdy mówił, mnie coraz silniej ogarniała piekąca ciekawość dowiedzenia się, w jaki sposób wywoływał szatański śpiew syreny. Widziałem go nieraz w Persji przy wykonywaniu rozmaitych sztuczek, i przekonałem się wtedy, że w niektórych okolicznościach zarozumiały i próżny był jak dzieciak