Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cóżby się z nim stało, gdyby znalazł się tu sam, w tym przerażającym labiryncie, gdzie na każdym kroku czyhało nań niebezpieczeństwo, gdzie mógł lada chwila roztrzaskać głowę o słup jaki, zagmatwać się bez wyjścia w sieci sznurów, drutów i lin, lub wpaść do jednego z ziejących otworów, które ciągle niespodziewanie otwierały się przed ich stopami.
Zapuszczali się coraz głębiej w podziemia.
Raul zauważył, że Pers stawał się coraz bardziej niespokojny i coraz częściej zwracał się do niego z upomnieniem, by ściśle wypełniał jego polecenia.
Nagle silny głos zabrzmiał niedaleko nich.
„Wszyscy „zamykacze drzwi“ na górę! Pan komisarz policji czeka!“ — wołał ktoś donośnie.
Rozległ się przyśpieszony odgłos kroków i kilka zgarbionych sylwetek przemknęło w zmroku.
Byli to starzy portjerzy gmachu Opery, wysłużeni maszyniści, którymi zaopiekowała się dyrekcja i dała dożywotnie, niemęczące zajęcie, polegające na nieustannem pilnowaniu wszystkich drzwi i korytarzy.
Pers i Raul zadowoleni byli z tego wydarzenia, bo tym sposobem pozbawieni zostali niepożądanych świadków, gdyż zdarzało się, że staruszkowie ci spędzali nieraz całe noce w podziemiach Opery. Mogli więc spotkać którego z nich i być narażeni na zapytania i zmuszeni do wytłumaczenia swojej obecności.