Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Weszła Krystyna i zaraz na progu zmęczonym ruchem zrzuciła maskę i bezwładnie, kryjąc twarz w dłonie, osunęła się na krzesło.
O kim myślała? Nie o nim, bo Raul dosłyszał wyraźnie wymówione słowa: „Biedny Eryk“.
Eryk? Myślał że się mylił — ale po chwili Krystyna po raz drugi z westchnieniem powtórzyła te same słowa, powstała, podeszła do biurka i zaczęła pisać. Nagle podniosła głowę i szybko ukryła papier na piersiach... Nadsłuchiwała... i Raul również słuchał... Skąd dochodził ten dźwięk, monotonny i rytmiczny!?
Śpiew jakiś stłumiony i głuchy szedł od ścian pokoju... Śpiew stawał się wciąż donośniejszy... Można już było teraz rozróżnić głos męski, o pięknem, silnem i nadzwyczaj melodyjnem brzmieniu... Głos ten zbliżał się... jakgdyby wychodził ze ściany... już był w pokoju... tak, głos był w pokoju... tuż obok Krystyny...
Młoda dziewczyna powstała:
„Jestem tu Eryku, — rzekła, jakgdyby mówiąc do kogoś, znajdującego się blisko niej. — Jestem gotowa. Spóźniłeś się mój przyjacielu“!
Raul ukryty za firanką, nie wiedział, czy śni, czy też jest igraszką rozgorączkowanej wyobraźni.
Twarz Krystyny wyjaśniła się, łagodny uśmiech przebiegł po jej ustach.
Głos śpiewał dalej.
Nigdy jeszcze takiego śpiewu Raul nie słyszał. Czyste i przedziwnie harmonijne dźwięki płynęły