Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakże mi nie płakać? ten, którego kocham, nie jest przy mnie.
— I dlaczegóż to, Dziewczyno? Albożeś nie ładna? I to masz ładne i tamto.
— Ładne, prawda?... Jednak mnie porzucił, brzydal ten. — A kochał cię?
— O, bardzo.
— I całował?
— O, bardzo.
— A jakże on to cię całował? pokaż no mi, dziewczyno, to ci zaradzę.
— Ot tak... — i pocałowała Czarownika. Ten się oblizał i rzekł, oddając pocałunek.
— A może i tak całował?
— No, i tak czasem.
— A tak nie?
— I tak się zdarzało.
— No, to rzeczywiście brzydko, że cię porzucił. Ale trzeba mu przebaczyć, gdyż niema tej winy, którejby nie przebaczyło kochanie.
— Ach, to trudno, on taki niedobry! Tak mnie zostawić samą!
— I nie całować ot tak?
— Tak.