Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tu zgromadzenie, nie wyłączając poważnego Szeląga, wstrząsnął jeden dreszcz, i wszyscy, jak na komendę, mlasnęli językami i przełknęli ślinę. Literat Skrobski i poeta Piski zaczęli na nutę operetkową przywtarzać sobie »Jak się to sięga«, co słysząc O md’Leon Mellone, choć nie rozumiał słów, też zawtórował i zamlaskał, a to znów pociągnęło do wtóru wtórzystę; przykład ten zaraził Kajmana, cieszącego się soczystym barytonem, Akcyonasza, Baucha i Dywidendę... zanucił i hrabia Festyn, i najmłodszy z Jubileuszów, i Kanalilien ambasador, i Heim... Tylko ze względu na dobry ton, milczała hrabina Oktawa i milczał Hajfisz, z powodów ichtiologicznych.
Nawet sam deklamator, nadzwyczajnie podniecony, gdy wrzawa nieco ucichła, z gorącem ciepłem w oczach recytował.

Hej, pod poziomy
Sięgać aż do den,
Gasić oskomy
Na starą modę,

Kryć ślad kopytek
W pozór gołębi:
To mi pożytek,
To mi szczyt głębi!

— »Szczyt głębi« — nonsens — mruknął Sternik do milczącego Hajfisza, swego pana.