Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych, rozbierzmy pomiędzy siebie samogłoski, zasiądźmy w kółko i, wzniósłszy oczy do nieba, wołajmy: a! e! o! u! i!. Może z tego co się zrobi... bodaj wycie, które do Boga skargą dójdzie... Cóż wy na to, panowie?..
Lech mocno dłonią czoło potarł, wstrząsnął się i odetchnął głęboko.
Tameńko zapytał:
— No?..
— O!.. — odpowiedział Lacki — co do mnie, ja z willi księżny wynoszę się natychmiast i kurz z obuwia otrzepię...
— To dobrze na początek... A daléj?..
— Nam się chyba bronić trzeba siłami wspólnemi!.. — zawołał Lech i powtórzył z przyciskiem, brwi marszcząc i dłoń w kułak zaciśniętą podnosząc: — siłami spólnemi!.. Rady innéj nie ma!..
— Bihme! nie ma... — podchwycił Rusin. Jam się z papierów tych przekonał dowodnie, że Moskwa carska siłami całemi stara się nas w poróżnieniu i rozdwojeniu utrzymać... i do porozumienia między nami nie dopuścić... Kiedy się ona o to tak stara, to prosty zdrowy rozum wskazuje, że pomiędzy nami poróżnienie i rozdwojenie jest szkodliwém, a porozumienie korzystném... To rzecz jasna, jak słońce..
Słowa te ten sprawiły skutek, że rozbudziły niejako bohatera naszego ze snu letargicznego. Były to one nie czém inném, jeno wyrazem praktycznym téj idei, którą stawiał, którą podnosił, za którą cierpiał i którą zagubił w atmosferze, jaką go otoczyła księżna. Przypomniał ją sobie nagle. Z martwych niby dla niego wstała. Doznał tego, czego doznaje zaprzedany do pługa koń bojowy, gdy usłyszy niespodzianie znajomy z dawnych czasów odgłos trąbki sy-