Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

paka!... Jest... jest... Lupin we własnej osobie... związanemi nóżkami i rączkami... taki potulny, spokojniutki jak baranek!...
Drżała cała z szatańskiej uciechy. Spacerowała po pokoju niby dzikie zwierzą, nie spuszczając wzroku ze swej ofiary. W każdem słowie, w każdym ruchu przebijała się nieubłagana, okrutna nienawiść i mściwość.
— No, dość już gadania! — odezwała się nagle.
A podszedłszy do leżącego Lupina zaczęła mówić głosem krótkim, urywanym, rozkazującym:
— Słuchaj Lupin, przez ie dwadzieścia dni tu leżysz, dowiedziałam się wszystkiego. Przejrzałam wszystkie papiery, jakie masz w kieszeniach. Znam wszystkie twoje sprawki, wszystkie twe fałszywe nazwiska, znam całą organizację twojej bandy, wszystkie twe kryjówki i mieszkania w Paryżu i okolicy. Byłam nawet w twem mieszkaniu, w tem właśnie gdzie ukrywasz wszystkie twoje papiery i zapiski. Znalazłam, co mi było potrzebne. Patrzaj: oto cztery czeki z czterech książeczek czekowych na cztery banki, w których masz otwarte rachunki bieżące, każdy na inne nazwisko. Wystawiłam każdy na dziesięć tysięcy franków. Na większą sumę mogłoby to być ryzykownem. Dalej, — podpisuj!
— Patrzajcie, — zauważył Lupin z ironją, — toż to poprostu szantaż, zacna pani Dugrival!...
— I to cię zaskoczyło?
— Pewnie! Trafiłem na godnego przeciwnika. Zatem owa piekielna pułapka, w którą wpadłem, nastawioną została nietylko przez niepocieszoną, chciwą zemsty wdowę, — ale równocześnie przez sprytną i pomysłową niewiastę, pragnącą zwiększyć swoje kapitały?
— A tak. Właśnie.
— Gratuluję, droga pani! A może przypadkiem imci pan Dugrival?...
— Jakbyś zgadł! Zresztą niema co robić z tego tajemnicy, — owszem, to mi ulży tylko. Tak jest,