Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którego wpędziłeś do grobu. Więc oddajesz ukradzione pieniądze wdowie, — naturalnie robisz to publicznie, z hałasem, jak to lubisz, ty kabotynie! Doskonale! Ale widzisz, kochanku, nie należało mi przysyłać tych samych biletów, które ukradłeś Dugriva-Jowi! A tak, tak, ty kwadratowy ośle! Wszystkie te same! Mieliśmy przecież spisane wszystkie numery i serje. A ty byłeś na tyle głupi, że mi je odesłałeś z powrotem — rozumiesz teraz?
Lupin roześmiał się:
— To rzeczywiście paradne. Choć nic moja w tem wina, — ja wydałem inne polecenie. Ale stało się, — trudno; trzeba ponieść konsekwencje.
— No widzisz sam teraz: sam się zdradziłeś — i podpisałeś wyrok na siebie. Teraz trzeba było tylko cię znaleść. A właściwie nie: takiego ananasa jak Lupin nie wystarczy znaleść; trzeba go było tutaj sprowadzić. Mój synowiec, który cię nienawidzi równie silnie jak ja, wpadł na genialny pomysł. Słyszał on i czytał dużo o tobie, — wie, że masz pociąg do wszelkich tajemnic, intryg, do wyświetlania najbardziej zawikłanych tajemnic. Wymyślił zatem całą ową komedję z powtórnem okradzeniem nas, z owymi dwoma tajemniczymi włamywaczami. Zaręczam ci, kochanku, że ta rana, którą zadałam sobie własnemi rękami, nie bolała mnie zupełnie. A z jaką niecierpliwością wyglądaliśmy oboje twego przybycia, — z jaką satysfakcją obserwowaliśmy przez okno tych twoich wspólników, co kręcili się pod naszym domem, wysłani przez ciebie na zwiady! A byłam najzupełniej pewną, że przyjdziesz, że musisz przyjść. Jalito? oddałeś biednej wdowie 50 tysięcy — a teraz ktoś inny miałby je ukraść? Musiałeś przyjść, wiedziony ciekawością i ambicją odkrycia sprawcy! I widzisz, przyszedłeś!
Zaśmiała się ze złośliwą satysfakcją:
— A co, dobrze obmyślane?... Lupin, sam wielki, nieuchwytny, niezwyciężony Lupin... mistrz nad mistrze... złapany w pułapkę przez kobietę i tego chło-