Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zdawało jej się, że gdzieś, na dole, ktoś rozmawia głośno... Może to Velmont, — może w ostatniej chwili przychodzi ratunek?... Ale nie, — głosy umilkły, — widocznie byli to przekupnie uliczni, przechodzący pod oknami.
Więc wszystko przepadło! Horacy Ve!mont nie zdołał jej uratować. Nie można liczyć na obietnice niczyje... jeżeli chce odzyskać swoje dziecko, musi polegać tylko na własnych siłach.
Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, bo ów robotnik brudną ręką dotknął jej białych palców.
Przepraszał ją, zaambarasowany. Hrabia odezwał się ostro:
— No, musisz się raz zdecydować!
Wyciągnęła tedy swą drżącą, białą rękę; robotnik ujął ją, obrócił dłonią do góry, opierając lekko o stół.
Operacja nie trwała długo. Maleńkie obcążki — kilka pociągnięć piłką... jedno silnie szarpnięcie i obrączka była przecięta. Teraz trzeba było tylko odchylić nieco oba jej przepiłowane końce, aby dała się ściągnąć z palca. Robotnik zrobił to zgrabnie i szybko.
— Nareszcie! — wolał trjumfująco hrabia. — Nareszcie przekonamy się... mamy dowód... i wszyscy poświadczymy...
Ujął obrączkę i spojrzał na wyryty wewnątrz napis.
Z ust wyrwał mu się okrzyk zdumienia i wściekłości.
Wewnątrz obrączki wyryta była data: 23. października... data ich ślubu!

∗             ∗

Siedzieliśmy na terasie kasyna w Monte Carlo, Lupin, skończywszy opowiadanie, zapalił papierosa, bawiąc się puszczaniem kółek z dymu.
— No i co dalej? — zagadnąłem go.
— Co dalej?... Nic.
— Żartujesz... Jakże się skończyło?
 — To już koniec. Cóż chcesz więcej jeszcze? Iwona uratowała się. Hrabia, nie mając przeciw niej