Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzi, którzy, jak się to mówi, torują sobie drogę pięściami i znają wartość pieniędzy:
„Kochany panie, mój niewielki majątek nie pozwala mi brać udziału w tak olbrzymich, jak pańskie, przedsiębiorstwach. Podziwiam świetne zdolności pana, przy których staniesz się chlubą kraju — ale porozumiewanie się z mieszkańcami innych planet wymaga co najmniej miljarda lub dwóch. Mogę jednak służyć panu dobrą radą: wyjedź pan do Chicago!“
Robert nie odpowiedział ani słowa i wyszedł bez pożegnania, chociaż ciężko mu było bardzo. Nie z powodu strat materjalnych, — o nie! Wiesz przecież, matko, iż mój przyjaciel kpi sobie z tego. Lecz żal mu było miss Alberty, która jest podobno bardzo piękną!
— Hm... i cóż dalej?
— Bardzo niewiele. Zanim wyszedł po raz ostatni za złoconą kratę zamykającą pałacowy dziedziniec, obrócił się i ujrzał w jednem z okien cudny profil swej narzeczonej. Pożegnali się skinieniem głowy — i biedny Robert odszedł zgnębiony, chociaż ze spojrzenia miss Alberty mógł poznać, że go nigdy nie zapomni.
Odtąd nie widzieli się więcej!
— Tak, to rzeczywiście niewesołe! — rzekła pani Pitcher.
— A teraz to dziwne jego zniknięcie! Nie rozumiem co to znaczy! Mógł choć napisać do mnie! Tak się ucieszył spotkaniem ze mną... Jesteśmy przecież starymi przyjaciółmi i nigdy żadnego zajścia nie było między nami. Musiało go chyba spotkać jakieś nieszczęście!
— Czyż nie czyniłeś żadnych poszukiwań?