Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na przestrzeni kilkuset metrów. Zauważył też, że ten las, zjawiający się tak niespodzianie, był zaludniony mnóstwem stworzeń, dotąd mu nieznanych; a tak jak w lasach przedpotopowych, których pnie, zwęglone powoli w ziemi, bez dostępu powietrza, tworzą teraz kopalnie węgla — przeważały i tu płazy i gady.
Zwinne jaszczurki i kameleony, węże drzewne, przesuwające się z gałęzi na gałąź, olbrzymie ropuchy wzrostu człowieka, podskakujące ciężko, ubarwione zielono, w plamy krwistego koloru...
Owady były równie liczne: wspaniałe motyle o tęczowych skrzydłach, żuki zielono-niebiesko-złociste, wielkości gołębia, piękne, a dziwaczne, jak starożytne obrazki japońskie.
Ptaków natomiast było niewiele: czaple, o wydętych wolach dziobały z powagą drobne jaszczurki, sępy, których krwisto-czerwone skrzydła odcinały się wyraźnie od jasnego grzbietu. Lecz ssącego zwierzęcia — ani śladu!
Robert Darvel stał na brzegu tej puszczy, nie odważając się zajrzeć w nierozwikłane głębie zarośli, gdzie się ukrywać musiały drapieżne lub jadowite zwierzęta; wiedział, że w tym wielopiętrowym lesie mógłby błądzić całemi tygodniami, nie wiedząc, gdzie się znajduje i w którą stronę iść powinien.
Ogarnęła go niepewność: pot go oblewał, z lasu szły podmuchy upalnego, skwarnego powietrza, a przecież widział w odległości stosunkowo małej, chłodne lasy północne, które niedawno opuścił... To było nie do pojęcia!
Zagłębił się między te roślinne olbrzymy, lecz tu, jak zwykle w takich puszczach, ziemia, pozbawiona