Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, wróćmy do laboratorjum — rzekł Ralf — doświadczam dziwnego ściśnienia serca... Gdybym był przesądnym, myślałbym, że grozi mi jakieś nieszczęście.
— Nie śmiejcie się panowie ze mnie — mruknął Boleński — ale mam wrażenie, że to wstrętne straszydło krąży wciąż przy nas!
Nikt się jednak nie śmiał, gdyż wszyscy odczuwali to samo, w mniejszym lub większym stopniu.
— Możebyśmy pojechali na spotkanie miss Alberty? — zapytał Jerzy, oddychając z trudnością w dusznem powietrzu.
— A to po co? — rzekł Ralf — automobil już wysłany na stację, droga nie jest niebezpieczną ani długą i jeśli tylko piorun nie uderzy...
Nie dokończył, przejęty jakąś nieokreśloną obawą. Po kilku minutach weszli do laboratorjum, gdzie wszystko zostało tak, jak było w chwili ucieczki nieznanego straszydła.
Inżynier zapalił lampy elektryczne i puścił w ruch wentylator.
— Czy chcecie — spytał — abym zasłonił okna?
— Nie trzeba! — odrzekł kapitan — będziemy mogli podziwiać burzę, która się zapowiada potężną: w chwilach, gdy się z trzech stron równocześnie widzi błyskawice, ma się wrażenie przebywania w piecu ognistym...
Przerwało mu mowę wejście Zaruka, który drżąc na całem ciele, z twarzą wystraszoną, niósł coś pod burnusem. Po wejściu natychmiast zamknął otwór w szklanym dachu, otwarty przed chwilą przez Ralfa.
— Co ci jest, Zaruk? — spytał Boleński. Murzyn, zamiast odpowiedzi, rzucił coś na stół.
Były to martwe zwłoki młodego szakala.