Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kany i Ralf obawiał się, aby umysł jego nie ucierpiał poważnie.
— No, uspokój się, mój drogi! — rzekł głosem wzruszonym — odwagi i nieco zimnej krwi, a uratujemy go! Trzeba go przenieść do źródła, tam, na lewo. Rana nie zdaje się być głęboką, ale trzeba uważać i na tych zabarykadowanych! Trzeba, aby Zaruk został tu na straży, a my nieśmy Jerzego!
Lecz nie uszli czterdziestu kroków, gdy nawałnica wybuchła z całą siłą; oślepiające błyskawice przerzynały niebo, a potoki deszczu zalały ziemię. Wszyscy w jednej chwili przemokli do nitki. Chłodna woda i huk gromów otrzeźwiły Jerzego; podniósł głowę i usiłował powstać.
Ralf i Robert odetchnęli, widząc, iż było to tylko silne omdlenie, gdy nagle nadbiegł Zaruk. Ociekał cały wodą, a twarz jego wyrażała zgrozę.
Ralf przeczuł nową a niespodzianą katastrofę.
— Prędzej! — wołał murzyn — tam ogień! Dużo ognia!
— Czyś oszalał? — zawołał Ralf gniewnie — skąd ogień? W taką ulewę!
— Chodźmy natychmiast! — krzyknął Robert — domyślam się... obym nie zgadł!..
Dwaj przyjaciele biegli jak strzała i za chwilę byli przy wejściu.
Zaruk nie kłamał: ze wszystkich szczelin wydobywał się dym ostry o szczególnej woni, która doprowadzała do mdłości.
— Alberta... tam — w tym ogniu! — powtarzał nieprzytomnie Robert.
— A ja zawaliłem jedyne wyjście! — wykrzyknął z rozpaczą Ralf.